Pierwsze tygodnie obowiązywania nowego systemu gospodarki odpadami w ośmiu dzielnicach Warszawy przeraziły. Śmieciarki nie docierały do posesji na czas, kierowcy nie mogli znaleźć drogi do pojemników, śmieci zalegały tygodniami, mieszkańcy nie mogli się dodzwonić na infolinie firm, a niektórych nieruchomości do dziś nie ma w harmonogramach odbioru.
Ratusz przypomina, że podstawowy obowiązek firm to nie dopuścić do przepełniania się pojemników. I nie ma znaczenia, czy będą je częściej wywozić, czy podstawią większe kontenery. - Jeśli w marcu firmy będą tak pracować jak na początku lutego, to na pewno będziemy naliczać kary - zapowiada stanowczo rzecznik Ratusza Agnieszka Kłąb. Za każdy niedostarczony do posesji pojemnik firma musiałaby zapłacić 30 zł. Za przepełniony kontener - w zależności od wielkości - 30 zł za sto litrów. Za inne przewinienia przewidziane są kary procentowe od wartości kontraktu.
Okazji do karania raczej nie zabraknie. Przez ponad dwa tygodnie ekopatrolowi "Super Expressu" udało się pomóc w sprzątnięciu kilkudziesięciu posesji. Do ideału jeszcze daleko, choć skarg od mieszkańców jest coraz mniej. Wykazują to infolinie firm. Do MPO w pierwszym tygodniu śmieciowej rewolucji zadzwoniło 1387 osób, w drugim - 926, teraz - 547. Do Lekaro - blisko 3 tys. w pierwszym, około 2 tys. w drugim, a w tym tygodniu około 200 osób dziennie. - Z tego około jednej piątej to zgłoszenia interwencyjne. Wyraźnie widać, że sytuacja już się stabilizuje. Przyzwyczajamy się do nowych zasad - ocenia dyrektor Lekaro Leszek Zagórski (27 l.).
Czy to znaczy, że w marcu Śródmieście, Ursynów, Wilanów, Wawer, Wesoła, Rembertów i obie Pragi będą już pięknie sprzątane? Zobaczymy.