Pani Joanna Gudarowska (60 l.) chciała w miniony czwartek odebrać krewnych z Dworca Centralnego. - Postanowiłam jechać tam metrem - mówi "Super Expressowi". Wcześniej pani Joanna sprawdziła, że ta podróż zajmie około 15-19 minut, więc wybrała bilet 20-minutowy. Niestety, kobieta ma zerwane więzadła w kolanie, chodzi wolno i jeden pociąg jej uciekł. Wsiadła w kolejny i zmieściła się w czasie trwania ważności biletu. Już w centrum zadzwonili do niej krewni i pani Joanna na chwilę się zatrzymała, potem przeszła cały peron, aby mieć bliżej do tramwaju na dworzec. Przy schodach ruchomych zatrzymali ją kontrolerzy ZTM. - Poprosili o bilet, który od razu dałam. Kontroler powiedział, że jest on od czterech minut nieważny.
Dostanie ona odpowiedź na piśmie
Tyle, ile zajęło mi przejście przez peron z chorą nogą - żali się kobieta. Pracownik ZTM nie chciał jednak słuchać tłumaczeń. Ukarana będzie się teraz odwoływać i żądać anulowania mandatu. Co na to urzędnicy? - Dokładnie przyjrzymy się zażaleniu pasażerki. Dostanie ona odpowiedź na piśmie - mówi Magdalena Potocka z biura prasowego Zarządu Transportu Miejskiego. - Gdybym wiedziała, że zamiast 20 minut podróż zajmie mi 24 minuty, wydałabym złotówkę więcej na bilet 75-minutowy - tłumaczy pasażerka. - Dla mnie absurdem jest, że w samym wagonie nie można skasować biletu - żali się.
Zobacz też: Warszawa. Tramwaj zabił mężczyznę
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail