Najbardziej znany polski pirat drogowy zajechał pod siedzibę płockiej prokuratury okręgowej w iście hollywoodzkim stylu. Na szczęście za kierownicą nie siedzial "Frog", więc auto wjechało w zakręt spokojnie i bez pisku opon. Robert N. wysiadł z czarnego, eleganckiego BMW. Grzecznie zaczesany i wystrojony w białą koszulę pirat pewnie wkroczył do budynku. - Ja nie będę odpowiadał na pytania, dziękuję wam za całą tę sytuację, pozdrawiam wszystkich - powiedział, uciekając dziennikarzom. Winę za rozdmuchanie sprawy zrzucił na media, choć sam umieszczał w Internecie filmy ze swoimi pirackimi popisami.
Zobacz też: Warszawa: Czarny kot jest faktycznie pechowy!
Pierwszy dotyczy rajdu po obwodnicy Kielc 14 lutego
Jego adwokat mec. Łukasz Krupa przekonywał wczoraj, że N. jest gotowy zmierzyć się z zarzutami, które pod jego adresem będzie formułowała prokuratura. Jak się okazało, nie do końca, bo pirat drogowy odmówił składania zeznań. - Każdy podejrzany ma takie prawo i mój klient też z niego skorzystał - tumaczy mecenas Łukasz Krupa. Więcej do powiedzenia mieli śledczy. - Robert N. usłyszał dwa zarzuty sprowadzenia bezpośredniego zagrożenia katastrofą w ruchu lądowym - mówi Iwona Śmigielska-Kowalska, rzeczniczka prokuratury w Płocku. Pierwszy dotyczy rajdu po obwodnicy Kielc 14 lutego, drugi 5 czerwca, kiedy "Frog" pędził przez stolicę, łamiąc niemal wszystkie przepisy. - W obu przypadkach pozostali uczestnicy ruchu musieli się ratować, zjeżdżając z drogi oskarżonemu - mówi Śmigielska-Kowalska.
Wobec Roberta N. zastosowa no środki zapobiegawcze: dozór policyjny, poręczenie majątkowe, którego wysokości prokuratura nie chce ujawnić, oraz nakaz powstrzymywania się od prowadzenia pojazdów. "Frogowi" zostaje zatem jedynie rower. Inaczej szybko trafi za kratki.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail