I ta definicja chyba najbardziej oddaje charakter Muzeum Katyńskiego. Na razie wnętrza zobaczyli oficjele i dziennikarze. - Katyń należy nazywać wprost "zbrodnią ludobójstwa". Mam nadzieję, że nowa placówka stanie się miejscem narodowej pielgrzymki dla żołnierzy i młodzieży - stwierdził prezydent Andrzej Duda (43 l.). Te "pielgrzymki" mogą zacząć się pojawiać w Cytadeli dopiero od 3 października, ale już można rezerwować bilety.
Zabytkowa kaponiera, w której powstało Muzeum, pomieściła 40 tysięcy pamiątek, zebranych przez lata od rodzin ofiar stalinowskich mordów oraz pochodzących z ekshumacji zbiorowych mogił w Katyniu, Charkowie, Miednoje i Bykowni. Z tego na wystawie pokazanych jest 5,5 tysiąca relikwii. To te osobiste przedmioty - grzebień, zapalniczka, pędzel do golenia, klucze od domu, więzienna łyżka z zaschniętą kaszą, nadpalony fragment dokumentu, list, pamiętnik czy szachy z obozu jenieckiego - mówią najwięcej o konkretnych ludziach, którzy zostali wiosną 1940 roku wywiezieni w okolice Katynia, zamordowani strzałem w tył głowy i wrzuceni zbiorowo do dołów wykopanych w lasach.
- Pokazujemy zbrodnię poprzez człowieka. Te klasyczne ekspozycje robią rzeczywiście największe wrażenie. Przedmioty są zachowane w takim stanie, w jakim były wydobyte z ziemi - mówi kierownik Muzeum Katyńskiego Sławomir Z. Frątczak. Duże wrażenie robi też zagospodarowana okolica - szczelina wycięta w skarpie, którą można zejść do kolejnej części ekspozycji, i plac z krzyżem polowym z wyrytym cytatem ze Zbigniewa Herberta, który pisał o Katyniu: "Tylko guziki nieugięte przetrwały śmierć świadkowie zbrodni, z głębin wychodzą na powierzchnię, jedyny pomnik na ich grobie".
Zobacz: Idziemy na Muranów