Przerażające sceny rozegrały się tuż przed godz. 15. - Autobus ruszył z przystanku przy ul. Emilii Plater w kierunku ul. Świętokrzyskiej. Kilkanaście metrów dalej doszło do wypadku - mówi Agnieszka Włodarska z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji. Chwilę później krzyk przerażenia przenikał się z wyciem syren.
Na miejsce przyjechały pogotowie, policja i straż pożarna. - Dwie kobiety zostały przygniecione przez pojazd. Musieliśmy użyć specjalnych poduszek pneumatycznych, by podnieść autobus, wydobyć je i przekazać ratownikom medycznym.
Cała akcja trwała kilkanaście minut - mówi kpt. Artur Laudy z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. Do szpitala przy Wołoskiej i Lindleya trafiły cztery osoby. - Były dotkliwie poturbowane - relacjonuje Agnieszka Włodarska.
Zobacz: Wypadek w Sopocie. Samochód wjechał w grupę ludzi przy Sheratonie
Jedna z kobiet, którą przygniótł autobus, opowiadała już w szpitalu, że została potrącona, gdy tylko zdążyła zejść z pasów na chodnik. - Szłam w kierunku Dworca Śródmieście. Kiedy zeszłam z pasów, wciąż paliło się zielone światło, szli za mną inni ludzie.
Niespodziewanie z boku, wprost na chodnik, wjechał we mnie autobus. Upadłam, nie do końca pamiętam, co było dalej. Strasznie boli... - opowiadała. Kobieta ma złamaną miednicę, pogruchotane ręce, unieruchomioną szyję. Do szpitala MSWiA trafił również Jarosław Szparaga, którego "109" potrąciła jeszcze na "zebrze".
Życie uratował mu idący z tyłu przechodzień. - Przeraźliwie krzyknął "stój!", złapał za płaszcz i pociągnął do tyłu - opowiada pacjent z Wołoskiej. Autobus uderzył go w bark i głowę. - Jestem unieruchomiony, boli mnie szyja, dopiero wyszedłem z tomografii, zaraz kolejne badania - opowiadał. I dodaje, że zdążył tylko zobaczyć przerażonego kierowcę wspartego na kierownicy.
Na razie ciężko mówić o przyczynach zdarzenia. Jedną z hipotez są niesprawne hamulce w autobusie. Wiadomo, że kierowca "109" był przytomny i trzeźwy.