"Super Express" dowiedział się, że anestezjolog Tomasz T. (46 l.) bez problemu kontynuuje praktykę lekarską, mimo że w 2011 roku, pełniąc dyżur w Szpitalu Bielańskim, pojechał kompletnie pijany do konającego pacjenta. Chory zmarł. 46-latek ma także na koncie spowodowanie wypadku samochodowego i ucieczkę przed policją w Świdnicy pod Zieloną Górą. Miał wtedy 2 promile.
Mimo to Tomasz T. uniknął kary i bardzo się starał, by mroczne aspekty jego przeszłości nie rozeszły się w wąskim środowisku lekarzy. Dzięki naszej gazecie jego anonimowość się skończyła. Rzeczniczka Szpitala Czerniakowskiego, którą poinformowaliśmy o skandalach pracującego tam anestezjologa, była w szoku. Jednak już po kilku godzinach od rozmowy władze placówki podjęły słuszną decyzję. - Szpital nie dysponował wcześniej wiedzą dotyczącą kłopotów z prawem doktora Tomasza T. W piątek, mając na uwadze pozyskane informacje, współpraca z wyżej wymienionym anestezjologiem została zakończona - powiedziała Beata Mastalerz, rzecznik szpitala przy Stępińskiej.
Stare brudy dopadły go również w Szpitalu Klinicznym im. ks. Anny Mazowieckiej przy ul. Karowej. Gdy dyrekcja szpitala dowiedziała się, że zatrudnia lekarza pijaka, natychmiast zareagowała. - Podjęliśmy decyzję o rozwiązaniu umowy z doktorem T. - mówi Alina Kuźmina, rzeczniczka Karowej.
Sam zainteresowany nie uważa, żeby jego wyczyny miały wpływ na jego pracę. - Jestem dobrym lekarzem - powiedział Tomasz T. w rozmowie z "Super Expressem". Nie chciał jednak powiedzieć, czy leczy się ze słabości do alkoholu. - To moja prywatna sprawa - dodał bezczelnie 46-latek. Na szczęście szpitale, w których pracował, były innego zdania. Teraz pacjenci mogą się czuć bezpiecznie.