Barbara Boruta (62 l.) z Warszawy z operacji nie pamięta zbyt wiele. Choć miała jedynie znieczulenie miejscowe, pilnowała się, by nie otwierać oczu. Lekarze z pracowni elektrofizjologii i elektroterapii kardiologicznej Szpitala Bielańskiego przez zaledwie kilkucentymetrowe nacięcie wprowadzili jej pod obojczyk niewielkie pudełeczko i dwie elektrody wchodzące do serca.
Dzięki niemu pani Basia będzie mogła bez przeszkód i ryzyka korzystać z badań rezonansem magnetycznym, który zakłóca pracę zwykłych stymulatorów. - Niestety, muszę je robić naprawdę często, a z tym rozrusznikiem będę bezpieczna - cieszy się pani Basia, która cierpi również na problemy z naczyniakami mózgu. - Mam ogromne zaufanie do tych lekarzy i siłą rzeczy do tego sprzętu - dodaje.
Szpital na razie dysponuje niewielką liczbą rozruszników. Urządzenie kosztuje aż 15 tys. zł i jako zupełna nowość, dostępna w Europie dopiero od 1 lipca, nie jest jeszcze refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
- Na razie będziemy wszczepiać je tylko tym pacjentom, u których pewne jest, że będą potrzebować badań rezonansem - mówi Krzysztof Jarząbek ze Szpitala Bielańskiego. Lekarze i dyrekcja liczą, że to się wkrótce zmieni i stymulator stanie się standardem. - Mamy nadzieję, że od przyszłego roku znajdzie się na liście procedur refundowanych - dodaje.
- Zanim dodamy nową procedurę do koszyka świadczeń gwarantowanych, musi ona przejść analizę i ocenę pod względem skuteczności, bezpieczeństwa i kosztów - tłumaczy Piotr Olechno (30 l.), rzecznik Ministerstwa Zdrowia, które układa listy procedur refundowanych przez NFZ.