- W życiu czegoś takiego nie widziałem! To był gigantyczny bóbr - opowiada.
- Wracam tędy codziennie i zawsze było bezpiecznie - mówi pan Jan. - Byłem dosłownie o kilka kroków od domu. I wtedy coś zaszeleściło... - ścisza głos. Z mroku nagle wyłoniła się wielka kudłata postać. - Przeciął mi drogę. Był strasznie długi. Początkowo myślałem, że to jakiś dziwny pies, ale gdy pokazał ostre zęby i zaczął jak oszalały wymachiwać ogonem, spostrzegłem, że to bóbr gigant - opowiada przerażony. Pan Jan dosłownie w ostatnim momencie uciekł. Wtedy zwierz niczym węgorz wśliznął się pod ogrodzenie i plusnął do wody, a potem popruł w stronę gocławskiego jeziorka. Tego, nad którym każdego dnia gromadzą się matki z małymi dziećmi.
- Przecież on komuś zrobi krzywdę! Jakie szanse ma bezbronne dziecko w starciu z takim bydlakiem? - pyta pan Jan. Niestety, służby nie mogą go odłowić. - Rejon, w którym doszło do ataku, był zapewne ulubioną ścieżką spacerową bobra. To są dzikie zwierzęta, dlatego nie należy ingerować w ich środowisko. Poza tym bobry są pod ochroną - mówi Monika Niżniak ze stołecznej straży miejskiej.