Powrót do normalności będzie możliwy dzięki szczepieniom. Ale żeby tak się stało, musimy mieć nie tylko odpowiednią liczbę szczepionek i sprawny system, ale też chętnych do zastrzyku. Lekarze uważają, że trzeba zaszczepić przynajmniej 70 proc. społeczeństwa. Jeżeli szczepienia nie będą powszechne, efekt odporności stadnej nie zadziała.
I tu zaczynają się schody. Mało się o tym mówi, ale z badań wynika, że ochotników może wkrótce zabraknąć. Prawie co trzecia osoba nie chce się szczepić. Wśród starszych, którzy mają już prawo do szczepionki, procent chętnych nie olśniewa. Jest gorzej niż w innych państwach Unii Europejskiej.
Lista odpowiedzialnych jest długa. Mógłbym wezwać do tablicy antyszczepionkowców, cynicznych polityków i dziennikarzy, którzy szerzyli kłamstwa o szkodliwości szczepień, albo opowiadali banialuki, że "koronawirus to tylko zwykła grypa". Swoje dołożyli też pewnie biskupi, którzy całkiem niedawno obwieszczali, że szczepionki “budzą wątpliwości moralne”. Ale z rozliczania win niewiele przyjdzie. Teraz jest jeszcze czas na działania.
Potrzebujemy wielkiej akcji zachęcającej do szczepień. Ponadpartyjnej i ponad podziałami. Wspólne działanie wszystkich mediów, rządu i samorządu może przełamać antyszczepionkowe lęki i zabobony. Mamy kilka tygodni, żeby dotrzeć do sceptyków. Jeśli uda się ich skłonić do szczepień, odzyskamy normalne życie: dzieci pójdą do szkoły, będzie można jechać na wakacje, spotkać się z przyjaciółmi w knajpie. Ale jeśli akcja szczepień się zatrzyma, przyszłość może być niestety dużo mniej przyjemna.
>>>CZYTAJ TAKŻE:
>Sprawa Bodnara pokazuje, jak marną mamy w Polsce demokrację - komentuje Tomasz Walczak