- Tu rozum podpowiada, żeby wesprzeć te partie, które mają realne szanse odebrania choć jednego, choć dwóch, trzech procentów PiS-owi. To w moim przekonaniu są dwie partie: PSL i prawdopodobnie pan Szymon Hołownia. Aczkolwiek nie do końca znam zapatrywania tego środowiska - mówił były prezydent.
Po tej bardzo dziwnej kalkulacji, prezydent powiedział, że partie opozycyjne przed nadchodzącymi wyborami powinny skupiać się na odbieraniu wyborców partii rządzącej. - To wyborcy umiarkowanie prawicowi, którzy mają dość radykalizmu i fundamentalizmu PiS-u, a niekoniecznie znajdują partię, która by odpowiadała np. ich bardziej konserwatywnym poglądom na świat, a mniej progresywnym - ocenił polityk.
Były prezydent zastrzegł, że jego wypowiedź nie oznacza poparcia ani dla ludowców ani dla Hołowni, lecz jest "spostrzeżeniem", że partie koniecznie muszą trafiać z programem do wyborców PiS.