Nagłe otworzenie rejestracji i wyznaczanie bliskich terminów dla osób spoza grup priorytetowo kwalifikujących się do szczepień na pewno chluby całemu programowi nie przynosi. Wzbudziło też wiele zrozumiałych emocji, że oto zdrowy 40-latek może zaszczepić się niemal od ręki, a schorowany senior nadal musi czekać na swoją kolej. Rząd kompletnie nie potrafił się z tego wytłumaczyć i opanować sytuacji. Efekt chaosu jest taki, że szybko zaszczepił się Szymon Hołownia, ściągając na siebie falę krytyki. Choć akurat zmasowana krytyka pod jego adresem była wyraźnie przesadzona. Jakby tego było mało, nagle okazało się, że w Rzeszowie szczepią na potęgę i wielu połączyło to ze zbliżającymi się w stolicy Podkarpacia. I znowu, rząd nie potrafił szybko i jasno tego wyjaśnić, że o żadnym spisku nie ma tam mowy.
Dworczyk wrócił w końcu do gry wczoraj, cierpliwie i przekonująco tłumacząc, co się dzieje. Zwłaszcza w Rzeszowie. Co prawda rząd nie potrafi wskazać, czy zaszczepiły się tam osoby do szczepień nieuprawnione, a jeśli tak, to ile ich jest, ale umówmy się: to w skali całego programu przypis.
Najważniejsze jest to, że szczepienia nabierają wyraźnego przyspieszenia. W ciągu najbliższych dwóch tygodni trafi do punktów 2 mln dawek szczepionek, co pozwoli znacząco zwiększyć liczbę zaszczepionych chociaż jedną dawką, których dziś mamy 4,5 mln. Rząd przesuwa też szczepienia osób 60+ na kwiecień, by do końca miesiąca mieli już podaną pierwszą dawkę. To też dobra wiadomość.
Problemem pozostaje jednak to, czy uda się zachęcić do szczepień jak największą grupę osób. Otwartym pozostaje też pytanie, co jeśli zapisani nie będą zgłaszać się na szczepienia. Dziś sztywne trzymanie się grafiku dla poszczególnych grup wiekowych może sprawić, że nie wykorzystamy wszystkich dostępnych dawek i przyspieszenie szczepień nie będzie tak mocne, jak mogłoby być. Pozostaje tylko liczyć, że tego problemu mieć nie będziemy, bo alternatywnego scenariusza na razie nie ma.