„Super Express”: – Coraz więcej Polaków zakażonych koronawirusem umiera. Skąd ten dramatyczny wzrost?
Dr Michał Sutkowski: – Jest to wynik bardzo dużej liczby zakażeń z końca marca. Ta liczba jest dość charakterystyczna dla takich ogromnych przyrostów zachorowań w trakcie trzeciej fali koronawirusa. Zakładaliśmy wszyscy nieco bardziej optymistyczny scenariusz, a spełnił się czarny, najgorszy scenariusz dotyczący zakażeń, dlatego jest też tak duża liczba zgonów. Podstawowym winowajcą jest wariant brytyjski. Jego większa zakaźność spowodowała większą śmiertelność. Ta odmiana jeszcze kilka tygodni temu nie stanowiła 80–90 proc. osób zakażonych. Można się spodziewać więcej ostrych reakcji u młodych osób, u pacjentów nieobciążonych. Wzrasta liczba pacjentów w średnim wieku. Odsetkowo mamy blisko 25 proc. zgonów pacjentów względnie młodych i niemających chorób współistniejących. To są główne przyczyny.
Nie przegap:
- Ujawniono, ile osób po szczepionce zachorowało na Covid-19. Liczby mówią same za siebie
- Iwermektyna jest OK? POSZUKIWANIA LEKÓW przeciw C-19, które już… istnieją
– Czy można było zapobiec temu scenariuszowi?
– Pewnie można było różne rzeczy zrobić inaczej. Ale musimy zdawać sobie sprawę, że służba zdrowia jest ogromnie przeciążona. Brakuje rąk do pracy, przede wszystkim personelu lekarskiego – anestezjologów, lekarzy chorób zakaźnych.
– Problemy w służbie zdrowia to jeden z czynników zwiększających liczbę zgonów?
– Borykający się z problemami kadrowymi od wielu, wielu lat polski system ochrony zdrowia też niewątpliwie jest czynnikiem, który mógł przyczynić się do takiej liczby zgonów. Inaczej wygląda praca, czas poświęcony pacjentowi, jeśli anestezjolog ma pod opieką piętnastu pacjentów, a inaczej jak miał ośmiu czy dziesięciu. Pomimo ogromnych starań ludzi mogło się to przełożyć na nieco gorszą opiekę, nieco gorsze leczenie. Nie chcę powiedzieć, że na zaniedbania, bo nie można tak tego nazwać, ale taka jest prawda, że jeśli mamy mniej czasu dla pacjenta, to może stać się to kosztem jego zdrowia. Suma takich zjawisk też mogła mieć wpływ. Jeżeli lekarz, pielęgniarka czy ratownik są na dyżurze trzecią, czwarta dobę, to tak to wygląda. To jest ten sam ratownik, tylko jego zdolności, możliwości, jego wydolność psychofizyczna jest mniejsza. Mam nadzieję, że to nie wpływa w jakiś dramatycznie duży sposób na liczbę zgonów. Ale jeżeli dołożymy do tego zajęte miejsca, trudności z dostaniem się pacjentów do szpitala, czasem jednak oczekujące karetki przed szpitalami, to jest to obraz, który niewątpliwie też ma jakiś wpływ. Pacjent później trafia do szpitala i nawet jeśli dalej robimy wszystko, jak należy, to jednak trafia zbyt późno. Jeszcze inną kwestią jest to, że pacjenci często boją się położyć do szpitala.
– Czy należy się spodziewać, że liczba zgonów będzie jeszcze rosnąć?
– Będziemy pewnie w okolicach tych liczb. Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby ta liczba była jeszcze większa. Bardzo dużo pacjentów jest w szpitalach. Kilkanaście procent z nich niestety nie przeżyje. Taka jest brutalna prawda o koronawirusie. Takich czy podobnych liczb spodziewam się jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie. Trochę też zależy to od tego, jak pod względem epidemiologicznym przepracowaliśmy święta.
– Jeszcze tego nie wiemy?
– Jeszcze nie. Pokażą to dane weekendowe i liczby z początku tygodnia. Tu istotna będzie przede wszystkim liczba zakażeń. Jeśli w pierwszych trzech dniach tygodnia liczba zakażeń będzie duża czy bardzo duża, to możemy się spodziewać, że trend dotyczący zgonów utrzyma się jeszcze dłużej – do pierwszego tygodnia maja. Taka jest niestety zależność między dużymi liczbami zakażeń a zgonami.
– Do jakiego poziomu musiałaby spaść liczba zakażeń, żeby przełożyło się to na mniejszą liczbę zgonów?
– Jeżeli uzyskalibyśmy poziom zakażeń na wysokości 10–15 tys., to nie będzie już tak przyrastała liczba zgonów. Nie będzie tak dużo chorych trafiało do szpitali. Były doby, w których do szpitali przyjmowano po 900 osób i zajętych było o 200 respiratorów więcej dzień do dnia mimo zgonów, a przecież to są zgony respiratorowe. Wydaje się, że ok. 15 tys. zakażeń da realne zmniejszenie liczby zgonów.