W zasadzie nadal trudno zrozumieć, jaka jest oficjalna wykładnia porannego chaosu, bo rząd zmieniał w tej sprawie zdanie i wyraźnie sam się w tym bałaganie pogubił, nie wiedząc jak ma to wszystko wytłumaczyć. Całe zamieszanie uderzyło akurat w jedyną rzecz, która na razie się władzom w walce z pandemią udaje nagle. System szczepień dość sprawnie radził sobie z dystrybucją dostępnych szczepionek i potrzeba było dużo złośliwości, by się do tego, jak funkcjonuje przyczepić. Teraz i marka „Narodowego Programu Szczepień” wyraźnie straciła na swojej atrakcyjności, a przez całe to zamieszanie udało się rządowi wkurzyć wiele osób z wielu bardzo różnych powodów. A to, że uruchomili rejestrację bez zapowiedzi, a to, że to niesprawiedliwe, że czyjaś mama ma termin w maju, a ktoś dużo młodszy na początku kwietnia, a to, że najpierw dano możliwość zapisu, a potem ją zabrano.
I owszem, i to kluczenie rządu ws. chaosu rejestracyjnego, i sam ten bałagan bardzo źle wyglądają. Można się wściec, że w Polsce nic nie może działać, jak powinno. Koniec końców będzie się jednak liczyć tylko to, czy szczepienia będą przebiegały sprawnie i szybko, czy zwiększająca się podaż szczepionek nie załamie systemu dystrybucji i jej podawania. Czy w ogóle ten system prawdziwie masowe szczepienia wytrzyma. To jest dziś najważniejsze i z tego powinniśmy rząd rozliczać. A przypomnijmy, że zapewnia nas, iż do końca sierpnia wszyscy chętni Polacy będą zaszczepieni. Zegar tyka.