Spór w Zjednoczonej Prawicy, problemy w Porozumieniu, walka z koronawirusem, a do tego całkiem prawdopodobne przyśpieszone wybory parlamentarne - tak w skrócie można przedstawić wyzwania stojące przed rządzącą koalicją. Jak to wszystko ocenia Jarosław Gowin? Lider Porozumienia w szczerym wywiadzie opowiedział o tym specjalnie dla "Super Expressu".
„Super Express”: - Kto panu chciał przejąć partię? Bo nikt chyba nie wierzy, że jedynym odpowiedzialnym za to jest Adam Bielan.
Jarosław Gowin: - Mija rok, odkąd odszedłem z rządu w proteście przeciwko organizowaniu wyborów prezydenckich w formie korespondencyjnej. Nie mam wątpliwości, że próba obalenia legalnych władz Porozumienia była zemstą za moją postawę sprzed roku.
- Czyli stoi Jarosław Kaczyński, który wyraźnie do wyborów 10 maja parł?
- Nazwisk pan ode mnie nie usłyszy. Wszystkim, których uważam za współodpowiedzialnych za nieudany zamach polityczny na mnie, powiedziałem to w cztery oczy. Sprawę uważam za zamkniętą.
- Wierzy pan, że sprawa jest zamknięta?
- Wyrok sądu jest miażdżący dla tych, którzy zdradzili Porozumienie. Oczywiście mogą kontynuować swoje działania, ale w ten sposób tylko pogłębią swoje samoośmieszenie. Politycznie gra jest skończona.
- Po tym, co się wydarzyło ta koalicja ma jeszcze sens? Bo skoro rzekomi partnerzy z koalicji stosują mafijne metody walki z pańską partią, to trudno mówić, że Zjednoczona Prawica to partnerzy. Codziennie pogrąża się ona w prywatnych aktach zemsty, wbijaniu noża w plecy, nasyłaniu na siebie skrytobójców. Harmonii tu za grosz.
- Rzeczywiście, w ostatnim czasie naturalne różnice między koalicjantami i politykami tworzącymi koalicję z przekroczyły masę krytyczną. Można jednak z tej drogi zawrócić. Mniejsi koalicjanci – Porozumienie i Solidarna Polska – uznają wiodącą rolę w Zjednoczonej Prawicy PiS. Oczekujemy, że i ze strony PiS pojawi się szacunek wobec koalicjantów.
- Sam pan się przekonał, że na szacunek nie bardzo możecie liczyć. Co najwyżej możecie wypatrywać dnia, kiedy PiS znów postanowi was zniszczyć.
- Już starożytni zauważyli, że polityka to wojna prowadzona innymi środkami. Musimy zrobić wszystko, by koalicja przetrwała. Udało jej się zrobić już wiele dobrego dla Polski i Polaków i jeszcze wiele pozostało do zrobienia. Dziś trzeba odrzucić wzajemnie pretensje i skupić się walce z pandemią i ratowaniu gospodarki. Tylko to się liczy.
- O tym, jak ważna jest walka z pandemią i ratowanie gospodarki powtarza pan od roku przy okazji każdej dużej awantury w koalicji. Nic się w tej sprawie nie zmienia i konflikty wracają jeszcze z większą mocą.
- Mamy dziś do wyboru: albo się porozumiemy, albo , w ciągu roku, czekają nas wcześniejsze wybory. Wierzę, że uda nam się porozumieć, ale każdy – podkreślam każdy – musi zrobić krok wstecz.
- Pan już ma plan dla Porozumienia? Bo nawet jeśli uda się uniknąć wcześniejszych wyborów, to termin ważności Zjednoczonej Prawicy upłynie w 2023 r.
- Dwa lata do wyborów to w polityce cała epoka. Jest zdecydowanie za wcześnie, by stawiać krzyżyk na Zjednoczonej Prawicy. Oczywiście, jako lider Porozumienia jestem odpowiedzialny za przyszłość partii i podobnie jak inni liderzy buduję scenariusze wielowariantowe.
- Zazdrości pan trochę kolegom z Solidarnej Polski, że najnowszy sondaż daje im przekroczenie progu wyborczego, na co Porozumienie w tej chwili liczyć nie może?
- Porozumienie ma znacznie większe zdolności koalicyjne. Mam pełną świadomość, że jesteśmy partią po przejściach. Miniony rok był czasem ataków na nas , część kolegów dopuściła się zdrady. Niemniej mamy jasny plan działania i sprawdzone szeregi, bo koleżanki i koledzy, którzy w partii pozostali, to ludzie odważni, lojalni i kierujący się dobrem Polski a nie własnym interesem. Jestem przekonany, że do 2023 r. będziemy w zdolni do samodzielnego startu w wyborach. Oczywiście, biorę też pod uwagę możliwość zarówno startu z list Zjednoczonej Prawicy, jak i tworzenia nowej koalicji centroprawicowej.
- Widzę, że morze możliwości przed pańskim ugrupowaniem.
- Proszę mi wierzyć, że tworzenie tych scenariuszy zajmuje tylko drobną cząstkę mojego dnia pracy. Jestem ministrem odpowiedzialnym za gospodarkę, organizację wielkiej akcji pomocy dla polskich firm i ratowania miejsc pracy. Temu poświęcam 95 proc. swojej energii.
- W marcu zaczęły się kończyć pierwsze tarcze antykryzysowe, które uzależniały pomoc państwa od utrzymania przez rok miejsc pracy. Nie boi się pan, że wraz z końcem tych tarcz zaczną się zwolnienia i nie będzie się już można chwalić jednymi z najniższych wskaźników bezrobocia w Unii Europejskiej?
- Przeciwnie. Wszystkie prognozy pokazują, że problemem polskiej gospodarki ciągle jest brak rąk do pracy, a nie ich nadmiar. Pod względem gospodarczym Polska przeszła przez ten rok globalnego kryzysu stosunkowo suchą nogą z uwagi na trzy czynniki. Po pierwsze, ze względu na zróżnicowanie polskiej gospodarki, w tym silną rolę przemysłu. Po drugie, ze względu na ogromną determinację setek tysięcy przedsiębiorców i milionów polskich pracowników, którzy nie szczędzili wysiłków, by ratować swoje firmy. Na to nałożyła się bardzo dobrze przemyślana i zorganizowana akcja pomocy rządowej, czyli rozmaite tarcze. Nieprzypadkowo czołowy niemiecki tygodnik uznał Polskę ostatnio za przykład cudu gospodarczego.
- Cuda nie są wieczne.
- Owszem, dlatego mówię to wszystko ze świadomością, że najbliższe miesiące i lata będą dla polskiej gospodarki trudne, a część firm – nie tylko w Polsce, ale w skali globalnej – dotkniętych największych kryzysem: mam na myśli zwłaszcza gastronomię i turystykę, niestety nie przetrwa do końca pandemii.
- Przedstawiciele tych branż mają pretensje, że zostawiliście ich samych sobie.
- Skala pomocy udzielanej przez polskie państwo przedsiębiorcom należy do najwyższych w Europie. To 200 mld zł, czyli 9 proc. PKB. Uważam, że Polacy wykazali się ogromną solidarności z tą częścią przedsiębiorców, którzy ze względu na restrykcje sanitarne znaleźli się w trudnym położeniu.
- Patrząc, jak polska służba zdrowia znalazła się na skraju zapaści w obliczu trzeciej fali pandemii, nie ma pan poczucia, że rząd znów się na to wszystko odpowiednio nie przygotował?
- To nie jest problem polskiego państwa, ale całego świata. Na pewno po zakończeniu pandemii, czyli mam nadzieję w ciągu najbliższych kilku miesięcy, przyjdzie czas na bilans tego, jak poradziliśmy sobie z pandemią i co ten bilans mówi o kondycji służby zdrowia. Dziś najważniejsze jest zorganizowanie jak najsprawniej akcji szczepień. Każde pojedyncze szczepienie zmniejsza pole działania wirusowi.
ZOBACZ TEŻ: Poseł Gowina ZASKAKUJE: wcześniejsze wybory parlamentarne możliwe już po pandemii
- Rozumiem, że wybacza pan Szymonowi Hołowni, iż wykorzystał szansę, którą stworzyło ubiegłotygodniowe zamieszanie z rejestracją na szczepienie?
- Jeśli ta szczepionka miałaby się zmarnować lub przepadłby termin, to zrobił właściwie. Liczę, że teraz będzie z większą powściągliwością komentował działania tych polityków jak Michał Dworczyka , których troska umożliwiła mu szczepienie.
- To ostatnie zamieszanie ze szczepieniami nie zniszczyło dobrej marki programu szczepień – jedynego dotychczasowego sukcesu rządu w walce z pandemią?
- Jestem przekonany, że za kilka miesięcy o tych epizodach, których znaczenia nie bagatelizuję, nie będziemy już pamiętać. Sam sposób organizacji akcji szczepień przez ministra Dworczyka oceniam bardzo wysoko.
- Środowisko akademickie wzburzyła informacja, że minister Czarnek chce kosztem PAN budować Narodowym Programem Kopernikańskim w przeciwieństwie do PAN zależnym od ministra. Podziela pan obawy upolitycznienia polskiej nauki?
- Byłoby niestosowne, gdybym oceniał swojego następcę. Mogę tylko powiedzieć, że reformy systemu nauki i szkolnictwa wyższego mogą się powieść wyłącznie wtedy, gdy będą przeprowadzane z udziałem środowiska naukowego, a nie wbrew niemu. W taki sposób przygotowywałem konstytucję dla nauki. Dzisiaj widać, że środowisko akademickie akceptuje tę wielką reformę właśnie dlatego, że uczestniczyło w jej przygotowaniu. Co do PAN, jestem przekonany, że żadna decyzja w tej sprawie nie nastąpi bez konsultacji z polskimi naukowcami.
Rozmawiał Tomasz Walczak