Teraz buty produkują prywaciarze, więc Pan Klient jest dobry, gdy kupuje rocznie dwadzieścia par butów. I prywatny przemysł jakoś to wytrzymuje i nie narzeka... To samo było z prądem. Wszędzie były hasła: „Obywatelu! W godzinach szczytu oszczędzaj mocy!”. Państwowe elektrownie nie nadążały, więc czasem prąd wyłączano... Z socjalizmu wziął się więc też i „czas letni”. W Polsce wprowadził go w 1940 największy europejski socjalista, tow.Adolf Hitler. I tak już w socjaliźmie zostało. Czasami go znoszono – ale zaraz wracał.
Niestety: dziś elektrownie nadal są państwowe – więc nadal jest „czas letni”. Co prawda w niektórych normalnych krajach elektrownie są prywatne, co zmusza nasze molochy do sprostania konkurencji – ale nadal dobrzy są ci „obywatele”, którzy obywają się bez prądu. Dobry „obywatel” powinien wstawać z kurami – i iść spać z kurami. Jednak ludzie już nie chcą być „obywatelami” i lubią chodzić z dziewczynami na romantyczne spacery po zmierzchu – i bezczelnie chcą, by przyświecały im latarnie!
Powiedzmy jasno: elektrownie są dla ludzi – a nie ludzie dla elektrowni. Jak chcę zużywać dziesięć razy więcej prądu, i gotów jestem za to zapłacić - to elektrownie mają mi go wyprodukować! Szewcy to już rozumieją. Obawiam się jednak, że dopóki wszystkie elektrownie nie będą prywatne, to państwo nadal będzie traktowało ludzi jak (tfu!) „obywateli”.
Tak naprawdę jednak „czas letni” wprowadzany był po to, by „głupie bydło” (bo socjaliści traktują ludzi jak bydło, które trzeba wydoić - i „wyszczepić”, by miało „odporność stadną”) zrozumiało, że ma żyć tak, jak mu się każe. Ma wstawać wtedy, gdy właścicielom bydła się to podoba – i może sobie co najwyżej trochę poryczeć. Mnie to wszystko jedno, ja śpię krótko – ale moje dzieci co rano rozpaczliwie płaczą, że muszą wstawać. I ja tych su….ów, którzy właśnie wprowadzili „czas letni” (mający obowiązywać również zimą!!) najchętniej bym po prostu rozstrzelał.