Stanisław Karczewski

i

Autor: Zbyszek Kaczmarek/REPORTER

Karczewski z PiS opowiada o dyżurze na oddziale COVID-owym. Krew się mrozi w żyłach!

2021-03-31 14:50

Eksperci są zgodni: szczyt trzeciej fali pandemii dopiero przed nami. Tymczasem mamy kolejny dzień z ponad 30 tys. zakażeń i niemal 700 zgonami. W szpitalach brakuje wolnych łóżek, respiratorów, lekarzy i personelu medycznego. Niektórzy mówią, że system opieki zdrowotnej już się załamał. Były marszałek Senatu Stanisław Karczewski potwierdza, że sytuacja jest bardzo trudna i w programie "Express Biedrzyckiej" opowiada o swoim dyżurze. - W ciągu kilkunastu godzin zapełniliśmy wszystkie łóżka. Chorzy są przywożeni w bardzo ciężkim stanie, w ciemno trzeba było przyjąć wszystkich. O 1 w nocy, po pierwszej dobie, miejsca się skończyły, a karetki próbowały jeszcze dowozić pacjentów - relacjonuje. O szczegółach poniżej.

Kamila Biedrzycka: Plany rządu ws. Narodowego Programu Szczepień są bardzo ambitne. Ale czy realne?

Stanisław Karczewski: Są ambitne i ja się z tego bardzo cieszę. Są też realne. Jedyny problem to tylko kwestia dostaw szczepionek. Jeśli będą, to głęboko wierzę, że system opieki zdrowotnej stanie na wysokości zadania. Bardzo interesujące i odważne jest to, że te zmiany uwzględniają również postulaty opozycji, która chciała przecież szczepień w aptekach, zakładach pracy czy punktach mobilnych. To jest program bardzo ambitny. Teraz wszystko zależy od nas i od rządu, który będzie to koordynował.

- Pan z jednej strony jest ważnym politykiem Zjednoczonej Prawicy, a z drugiej lekarzem pracującym na oddziale COVID-owym. Kto dziś mówi prawdę o sytuacji w szpitalach, rząd czy lekarze i ratownicy medyczni?

- Może jest trzecia prawda… Ja wiem, że sytuacja jest bardzo trudna, sam to odczuwam podczas dyżurów. Dyżurowałem tydzień temu i akurat mój szpital rozpoczął przyjmowanie pacjentów z COVID-em. W ciagu kilkunastu godzin zapełniliśmy wszystkie łóżka. Chorzy są przywożeni w bardzo ciężkim stanie, w ciemno trzeba było przyjąć wszystkich. O 1 w nocy, po pierwszej dobie, miejsca się skończyły, a karetki próbowały jeszcze dowozić pacjentów. To samo było na dyżurze przedwczoraj. Ale apeluję do chorych, żeby nie zwlekali z próbą podjęcia leczenia szpitalnego. Chorzy czasami zbyt długo leczą się w domach.

Express Biedrzyckiej - Stanisław Karczewski: Jesteśmy na wojnie. Nie leczmy się w domach

- Co pan sobie myśli kiedy kończą się panu miejsca na oddziale?

- Staram się pomóc tym, którzy nie mogą się do szpitala dostać. Myślę gdzie znaleźć dla nich miejsce. Dyżury są 24-godzinne, miałem też 40-godzinny, niezwykle wyczerpujący, stan pacjentów jest cały czas bardzo zmienny. Większość z nich wychodzi, ale też wielu się załamuje.

- I nie czuje pan bezradności?

- Nie, bo do tej pory zawsze udało się znaleźć jakieś miejsce (…)

- ...a tymczasem ratownicy mówią, że im pacjenci umierają w karetkach, bo tych miejsc nie ma. Miał pan chyba dużo szczęścia.

- Ci pacjenci mieli szczęście. Ja również. Ten wirus jest bardzo groźny. Jeśli ktoś mówi, że sytuacja jest absolutnie opanowana, no to mówi nieprawdę.

- System opieki zdrowotnej w Polsce już się załamał?

- Ja bym tego tak nie określił… Sytuacja jest niezwykle trudna. Mamy bardzo dużo chorych. Lekarze pracują bardzo ciężko i trzeba ich wspierać. Słyszę o oddelegowaniu studentów ostatniego roku – niech przychodzą jak najszybciej i pomagają. Niech przychodzą Wojska Obrony Terytorialnej, niech pomagają (…) Nie mówimy o załamaniu, ja bym chciał więcej optymizmu.

- Warto jednak mówić jak jest. A jest tak, że w rankingu Bloomberga Polska zajmuje 50. miejsce na 53 państwa jeśli chodzi o ocenę walki z COVID-19, a jeśli chodzi o kontrolę pandemii zajmujemy miejsce ostatnie. To są fakty.

- Cały czas mówię, że mamy bardzo trudną sytuację. Wirus nas zaatakował w bardzo agresywny sposób…

- ...dlaczego tak fatalnie wypadamy w tych rankingach?

- Bo zbagatelizowaliśmy to, niech pani wyjdzie na ulice i zobaczy jak jest dużo ludzi!

- Kto zbagatelizował?

- No wie pani… porównajmy sytuację sprzed roku z obecną sytuacją. Masa samochodów, ludzie się przemieszczają. Gdzieś zebrało się 100 osób, interweniowała policja… Jesteśmy na wojnie i musimy sobie z tym poradzić, wspólnie.

- A rząd? Też coś zbagatelizował?

- W żadnym miejscu. Rozmawiamy, analizujemy. Chciałbym żebyśmy mówili co teraz trzeba zrobić, a nie się rozliczali – czy były błędy czy nie (…) możemy się zastanawiać czy trzeba było wysyłać 1 września wszystkie dzieci do szkoły… ale z perspektywy czasu oceny są inne.

- Sytuacja raczej się szybko nie poprawi – przed nami święta. Godzina policyjna albo zakaz przemieszczania to dobre propozycje?

- Tego nie wiem, są różne opinie.

- Jak dziś wygląda sytuacja w Zjednoczonej Prawicy, w rządzie?

- Widzieliśmy ostatnie dwa głosowania, które potwierdzają, że nie jest najlepiej. Trzeba rozmawiać. Mam nadzieję, że ten olbrzymi mandat, który dostaliśmy od społeczeństwa jest dla nas wyzwaniem i obowiązkiem, żebyśmy realizowali plany Zjednoczonej Prawicy i współdziałali. Myślę, że tak będzie. Jest zakręt i mam nadzieję, że z niego wyjdziemy i że będziemy do końca tej kadencji sprawnie rządzić państwem.

- Nie wiem skąd w panu ten optymizm, szczególnie w kontekście głosowania nad ratyfikacją Funduszu Odbudowy.

- Ja jestem urodzonym optymistą pani redaktor.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki