Latem internet dosłownie zalewają zdjęcia przerażających paragonów z nadmorskich restauracji i knajp - czasem za zwyczajny obiad dla trzyosobowej rodziny trzeba zapłacić nawet 400-500 zł. Okazuje się jednak, że paragony grozy to nie tylko domena polskiego wybrzeża, ale także polskich gór. Do redakcji serwisu eDziecko.pl odezwała się Czytelniczka, która niedawno przeżyła szok po tym, jak zobaczyła rachunek za obiad w jednym z górskich kurortów. I wcale nie chodzi o cenę za całość, a o kwotę, jaką kazano jej zapłacić za porcję keczupu.
Rachunek grozy w polskich górach. Ten keczup to chyba ze złota!
Kobieta zaznaczyła, że bywa w górach często i wie doskonale, jak potrafi się tam zarabiać na turystach. Czegoś takiego jednak jeszcze nie widziała. Opowiedziała, że w jednej z restauracji zamówiła dla siebie i córki frytki. "Gdy je dostałyśmy, poprosiłyśmy jeszcze o keczup. To okazało się największym wyzwaniem w przypadku naszego zamówienia. Musiałyśmy się przypominać kelnerowi jeszcze dwa razy. W końcu keczup dotarł, ale gdy frytki już zjadłyśmy" - napisała do eDziecko.
Keczup kosztuje tyle, co połowa porcji frytek!
Na koniec na rachunku zobaczyła, że keczup, choć wyproszony i dostarczony już właściwie na marne, został jej doliczony jako osobna pozycja. W dodatku kosztował 4,50 zł! "To dość wysoka cena jak za dodatek, który w większości knajp jest za darmo lub za np. 50 groszy. Tutaj cena keczupu stanowiła prawie 50 proc. ceny frytek" - relacjonowała turystka. Jesteście zaskoczeni takimi praktykami?