Resort zdrowia podał w środę, że w szpitalach przebywa 34 691 pacjentów z COVID-19, o 1147 więcej niż dzień wcześniej. Wspomagania respiratorem wymaga 3342 chorych, o 27 więcej niż dzień wcześniej. "Liczba osób przebywających w szpitalach, a nie liczba potwierdzonych zakażeń, jest najistotniejsza z punktu widzenia wydolności naszej ochrony zdrowia – ile osób jest w szpitalach i ile pod respiratorami. Niestety, ciągle te liczby się zwiększają, a rezerwy są na wyczerpaniu" – ocenił w rozmowie z PAP specjalista chorób zakaźnych prof. Ernest Kuchar. Przyznał, że w kolejnych dniach należy się spodziewać wciąż wysokiej liczby zgonów.
"Jeżeli mamy teraz rekordowe liczby pacjentów z COVID-19 w szpitalach i rekordowe liczby pacjentów pod respiratorami, to naturalną konsekwencję będą rekordowe liczby zgonów" – podkreślił. Prof. Kuchar dopuszcza sytuację, że dzienna liczba zgonów może się zwiększyć, bo ryzyko zgonu jest największe w przypadku osób najciężej chorych, czyli leczonych pod respiratorami.
"Ryzyko zgonu z powodu COVID-19 wśród chorych hospitalizowanych wynosi około 10 proc. a na oddziałach intensywnej terapii przekracza 60 proc." – wskazał. W środę Ministerstwo Zdrowia podało informację o 14 910 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. Zmarło 638 osób. Tydzień temu w środę resort zdrowia informował o 32 874 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. Zmarły 653 osoby. Z kolei dwa tygodnie raportował o 29 978 przypadkach zakażenia. Wówczas zmarło 575 chorych.
"Liczba nowych zakażeń to suma – są w niej ujęte osoby zakażone bezobjawowo, takie które przechodzą COVID-19 łagodnie, przebywające w domu, ale też te, które za kilka dni trafią do szpitala i te, które w przyszłości trafią na oddział intensywnej terapii. Część z nich niestety później umrze" – powiedział prof. Kuchar. Prof. Kuchar podkreślił, że nieproporcjonalnie wysoka w stosunku do liczby potwierdzonych zakażeń liczba zgonów wynika z przesunięcia w czasie zgonów w stosunku do zakażeń i oddaje sytuację sprzed 2-3 tygodni. "Ona jest związana z tą ogromną liczbą zakażeń, która występowała wówczas" – podkreślił.
Dodał, że obecna liczba potwierdzonych zakażeń jest stosunkowo niska, co wynika z okresu świątecznego. "Wiadomo, że w święta ochrona zdrowia działa na zmniejszonych obrotach i jest słabsza dostępność świadczeń medycznych. Również chęć samych pacjentów do wykonywania badań diagnostycznych jest zmniejszona, bo dodatni wynik grozi przymusową izolacją. Konsekwencją tego jest zmniejszona liczba dodatnich wyników, która jest teraz sztucznie zaniżona" – wskazał ekspert. Prof. Kuchar powiedział, że teraz czekamy na "efekt świąt".
"Cała gospodarka pracowała na zmniejszonych obrotach, ludzie nie chodzili do pracy – to zjawiska pozytywne z punktu widzenia epidemiologii, bo była w związku z tym mniejsza możliwość zakażenia. Z drugiej strony – na pewno przyjechali do nas Polacy pracujący na stałe za granicą, przemieszczano się też po kraju. Teraz pytanie – jaki to będzie miało wpływ na przebieg pandemii?" – zastanawia się profesor.
W jego ocenie decyzja o przedłużeniu obostrzeń jest słuszna, ale należy obostrzenia egzekwować tak, aby miały one sens i wpłynęły pozytywnie na sytuację epidemiczną.