„Super Express”: – Wprowadzony właśnie kolejny lockdown to gwóźdź do trumny polskiej gospodarki?
Prof. Robert Gwiazdowski: – Rządzący testują wytrzymałość polskiej gospodarki, bo skoro nie stało się nic wielkiego po pierwszym lockdownie, to mają nadzieję, że nic wielkiego nie stanie się również po kolejnych. Być może w krótkiej perspektywie czasu rzeczywiście nie będzie najgorzej. Natomiast w dłuższej – nie ma cudów. Muszą pojawić się konsekwencje tego, że zamykamy gospodarkę i rozdajemy pieniądze, mimo że ludzie nie pracują i nie wytwarzają dochodu narodowego. W dłuższej perspektywie czasu to nie może się udać. Rząd niepotrzebnie wprowadził tak wielki pierwszy lockdown.
– W tamtym czasie prawie wszystkie kraje to robiły.
– Szwecja nie robiła, Wielka Brytania nie robiła. Czym innym są różnego rodzaju obostrzenia, a czym innym zamknięcie gospodarki. Czym innym jest nakazanie u fryzjera badania temperatury, dezynfekcji rąk, a czym innym jest jego zamknięcie. Nie mówiąc już o zamknięciu lasów. Co to oznacza? Zamknięcie lasów dla gospodarki nie znaczy nic, natomiast dla psychiki obywateli oznacza bardzo dużo. Dziś jest tak, że chyba nawet najbardziej zagorzali zwolennicy rządu nie słuchają go, jeśli chodzi o pandemię.
– Rząd działa po omacku?
– Oczywiście! Przy pierwszym lockdownie był taki fantastyczny filmik w internecie – losowanie lotto. Z bębna maszyny losującej wypadł numer obostrzenia – zamykamy fryzjerów.
– Rządzący chwalą się, że w ramach wszystkich tarcz przeznaczyli na pomoc przedsiębiorcom już blisko 200 mld zł. Jak ocenia pan to wsparcie?
– Tarcza finansowa zrobiona przez PFR naprawdę zadziałała. Tarcza branżowa jest wybiórcza i już w taki sam sposób nie działa. Kto przejmował się kiedyś klasyfikacją PKD? Sytuacja, w której dwóch przedsiębiorców robi to samo – jeden dostanie pomoc, a drugi nie tylko dlatego, że co innego wpisał 10 lat temu do jakiejś klasyfikacji – jest po prostu absurdalna. Jeśli rząd się chwali, że wydał 200 mld zł, to niech pochwali się tym, że teraz próbuje je odzyskać. Będzie wprowadzał „sprawiedliwy” system podatkowy, co oznacza, że podwyższy podatki tym, którzy mają trochę więcej pieniędzy. Rząd mówi, że podwyższy bogatym. Problem jest tylko taki, że w Polsce nie ma bogatych. Jest ich garstka. Ci naprawdę bogaci nie są rezydentami podatkowymi w Polsce, więc rząd może im „skoczyć”, jak w słynnym skeczu Kabaretu Dudek. Oni w ogóle nie płacą w Polsce podatków.
– A średniozamożni płacą podatek liniowy.
– Ale wszystko wskazuje na to, że liniowy zostanie zniesiony. Tylko ci, którzy płacą ten liniowy, to wcale nie są tacy bogaci. Dochody w górnych 10 proc. zaczynają się od 7,5 tys. zł, więc o czym my mówimy?
– Patrzę na wskaźniki i może nie jest tak źle. Bezrobocie w lutym 6,5 proc. Wzrost, mimo pandemii, tylko o 1 pkt proc. rok do roku.
– Bezrobocie znacząco nie wzrosło z bardzo ważnego powodu. W latach 2015–2019 przeżywaliśmy bum. Bezrobocie malało i malało. Mało tego, ono malało nawet mimo masowego napływu Ukraińców do pracy w Polsce. W trakcie pandemii jednak trochę Ukraińców wyjechało. W związku z tym bezrobocie specjalnie nie wzrosło, bo nie było powodu do wzrostu bezrobocia. Najbardziej ucierpieli ci, którzy prowadzili własne działalności – np. branża gastronomiczna. W Warszawie zamknął się też np. duży salon fryzjerski przy Al. Jerozolimskich, ale wie pan dlaczego? Z powodu braku fryzjerów. Nie z powodu braku klientów. Popyt był, a podaży nie ma, bo nie ma fryzjerów.
– Na początku powiedział pan, że rząd testuje wytrzymałość polskiej gospodarki. Spodziewa się pan tąpnięcia?
– Obostrzenia dotyczą ludzi, którzy z punktu widzenia rządu są statystycznie nieistotni. Przemysł funkcjonuje, bo nie ma powodów, żeby go zamykać. W związku z tym przemysł ludzi nie zwalnia i nie jest źle. W najbliższym czasie nie przewiduje załamania gospodarki. Póki rząd może się zadłużać, to jakoś idzie. Według mnie inflacja już jest za wysoka, choć niektórzy twierdzą, że nie. Nad inflacją na poziomie 5 proc. rzeczywiście nie ma co histeryzować, ale zobaczmy, jaki jest jej przyrost. Jeśli do 5 proc. inflacji dochodzimy z deflacji, to jest się czym martwić. Jak rząd będzie musiał zacząć spłacać długi, to wtedy zacznie się problem.