Andżelika Borys i Andrzej Poczobut są, oczywiście, zakładnikami reżimu i narzędziem presji na polskie władze, które z całą mocą poparły białoruską rewoltę po sierpniowych wyborach prezydenckich. Działacze polskiej mniejszości dzielą dziś jednak los z całym społeczeństwem białoruskim, które od wielu miesięcy mierzy się z falą zemsty reżimu za to, że postanowiło wypowiedzieć posłuszeństwo Łukaszence.
Niemal codziennie odbywają się zatrzymania i procesy nie tylko działaczy politycznych, niezależnych dziennikarzy, ale też zwykłych obywateli. Towarzyszą temu absurdalne oskarżenia i absurdalnie wysokie wyroki. Niejednokrotnie skatowani przez omowoców i milicję protestujący skazywani są za rzekome ataki na swoich oprawców. Pod koniec stycznia mężczyzna zgwałcony przez funkcjonariuszy OMON gumową pałką dostał pięć lat więzienia za napaść na siłowików (!). Emerytka za czytanie w miejscu publicznym książek białoruskich klasyków została skazana na kilkanaście dni więzienia. Na wieloletnie więzienie skazywani są ludzie za komentarze w Internecie. By stać się ofiarą represji wystarczy mieć w oknie flagę niezależnej Białorusi. Jeden z mężczyzn został skazany za wywieszenie flagi Kanady, której barwy niebezpiecznie kojarzą się z biało-czerwono-białym symbolem narodowym Białorusinów.
Walcząc o wolność dwójki niezwykle odważnych ludzi, Andżeliki Borys i Andrzeja Poczobuta, nie zapominajmy, że ich historie to jedne z wielu dramatów, które dzieją się dziś na Białorusi.