Kamila Biedrzycka: Przyjmuje pan przeprosiny premiera Morawieckiego, który przyznał, że odwoływanie pandemii latem było niepotrzebne?
prof. Andrzej Matyja: Jasne. Takie słowa należały się nie tylko lekarzom, ale całemu społeczeństwu, każdej Polce i każdemu Polakowi. Wtedy te słowa premier wypowiedział niepotrzebnie. Przeprosiny powinny paść wcześniej, ale dobrze, że w ogóle padły. Tak że zapomnijmy i walczmy dalej z epidemią, która niestety trwa i zbiera coraz większe żniwo.
- Gdyby rząd nie zajmował się latem odwoływaniem epidemii to bylibyśmy lepiej przygotowani do drugiej i trzeciej fali, a co za tym idzie nie byli dziś w tak trudnej sytuacji?
- Mieszanie zdrowia i polityki nigdy nikomu nie służy. Zwłaszcza pacjentom. Potrzebne jest wzajemne zaufanie między władzą a społeczeństwem, między władzą a personelem medycznym. Niestety – i mówię to z ogromną przykrością – tego zaufania nie ma i coraz bardziej nam się to wszystko rozjeżdża. Cały czas mamy jakiś konflikt. A przecież pandemia dotyka wszystkich. Umierają wszyscy, w tej chwili coraz młodsi. Dlatego dialog, a nawet krytyka powinna być przez rządzących przyjmowana i być impulsem do naprawy zaniechanych działań i złych decyzji. Niestety tak nie jest. Dialogu nie ma, albo jest sporadyczny. W ten sposób z epidemią nie wygramy.
- I kolejny kamyczek do ogródka, czyli sytuacja w Rzeszowie. Bez rejestracji, zapisów czy kolejki szczepili się nawet 20-latkowie…
- ...żadna pandemia, żadna dotycząca nas wszystkich trudna sytuacja zdrowotna, nie powinna służyć polityce i do wykreowania jakiegoś kandydata. Nie powinniśmy przekładać zdrowia obywateli na politykę. A jeśli chodzi o szczepienia, to powinniśmy szczepić jak najszybciej i jak najszerzej. Nowa mutacja wirusa atakuje wszystkich. Pierwszeństwo oczywiście muszą mieć pacjenci z chorobami współistniejącymi, ale chyba nadszedł już czas na bardziej elastyczne podchodzenie do szczepień. Szczepionek będzie więcej, może więc warto szczepić każdego chętnego.
- Czyli tzw. uwolnić rejestrację dla wszystkich?
- W tej chwili chorują wszyscy. Umierają coraz młodsi. Ratujmy wszystkich, którzy są chętni do szczepienia. A drugi element to testowanie – nie rozumiem uporu dlaczego nadal skierowanie na testy może wydawać tylko lekarz podstawowej opieki zdrowotnej. Każdy lekarz w tym kraju powinien mieć taką możliwość – wtedy przyspieszymy identyfikację zwłaszcza tych chorych bezobjawowo.
- Spodziewa się pan teraz, po świętach Wielkanocnych, zwiększonej liczby zakażeń?
- Pewnie tak. Ale ja coraz bardziej się boję liczby hospitalizacji, zajętych łóżek i zajętych respiratorów. Dla nas lekarzy to jest najbardziej dramatyczna sytuacja. My jesteśmy w tej chwili jak na polu walki – musimy patrzeć komu jesteśmy w stanie udzielić pomocy, a komu nie. Poza tym walka z COVID zostawiła w tyle pozostałych pacjentów, dla których długoterminowe konsekwencje mogą być bardziej tragiczne niż te wynikające z epidemii.
- Stają państwo już przed dylematem komu podłączyć respirator a komu nie, bo jeden ma większe szanse na przeżycie, a drugi mniejsze?
- Opieka zdrowotna już padła. Brakuje tlenu, brakuje kadry, brakuje łóżek, brakuje respiratorów. Musimy podejmować decyzje ratujące życie i brak miejsc w szpitalach powoduje, że są one dramatyczne, tragiczne, trudne i obciążające przede wszystkim psychicznie. Taki zawód…
- Tak ogromna liczba zgonów to efekt braków, o których pan mówi czy coraz większej zjadliwości wirusa?
- Złośliwość wirusa jest zdecydowanie większa, szybciej dochodzi do zakażenia, szybciej dochodzi do niewydolności oddechowej. Co gorsza widzimy, że średnia wieku pacjentów jest coraz niższa, trafiają do nas coraz młodsi pacjenci. I przebieg choroby jest tak dramatyczny, że my czasami nie jesteśmy w stanie włączyć właściwego leczenia. To chorzy poniżej 60. roku życia! To jest tragedia. Takiej liczby zgonów nie widziałem w swojej ponad 40-letniej karierze zawodowej.
- Jakie są perspektywy?
- Trudno mi o tym mówić, ale musimy się przyzwyczaić do życia z wirusem. To, jak żyliśmy przed pandemią, już nie wróci.