Trzecia fala koronawirusa przelewa się przez Polskę. Patrząc na dane dotyczące liczby nowych zakażeń i zgonów z powodu COVID-19, rząd zdecydował się na stanowcze kroki i wprowadzenie totalnego, twardego lockdownu. Od soboty 27 marca aż do 9 kwietnia, obowiązywać będą nowe obostrzenia. Wśród nich znalazł się m.in. przepis o zamknięciu zakładów fryzjerskich i kosmetycznych, ale też żłobków i przedszkoli. Zamknięte będą centra handlowe, z wyjątkiem aptek, sklepów spożywczych i drogerii, czy księgarń i obiekty sportowe. W związku ze zbliżającymi się świętami wielkanocnymi pojawiały się pytania o kościoły. Zdecydowano, że w okresie przed świętami, podczas Wielkanocy i po niej, świątynie pozostaną otwarte, jednak postawiono na zaostrzenie limitu wiernych – na 1 osobę będzie musiało przypadać na 20 mkw., przy zachowaniu odległości min. 1,5 m. O sprawę tą został zapytany publicysta Tomasz Terlikowski. Jasno powiedział, co o tym sądzi. Jego słowa zastanawiają.
Terlikowski wprost o tym, dlaczego nie zamknięto kościołów w ramach obostrzeń. Jego słowa dają do myślenia
Terlikowski, który jest publicystą i teologiem, ocenił w rozmowie z "Wprost", że: - Rząd stał przed trudną decyzją, bo o ile pozostałe ograniczenia uderzają po równo we wszystkich, o tyle ograniczenie dotyczące możliwości uczestniczenia w nabożeństwach uderza najbardziej w tę część elektoratu, która częściej głosuje na obecną władzę. Politycznie to było trudniejsze - stwierdził szczerze. Jak dodał do tego, że wpływ na pozostawienie kościołów otwartych mogło mieć wpływ też choćby to, jak do tematu odnosili się katoliccy aktywiści, którzy, jak wyjaśnia Terlikowski, zaczęli patrzeć na sprawę przez pryzmat hasła "rząd chce zakazać świąt".
Dworczyk o szczepionkach. Ważne słowa ministra. Koronawirus w Polsce