Dziś rząd ma ogłosić kolejne obostrzenia, które mają nas powstrzymać przed wyjściem z domu, choć i tak nie będzie to lockdown, jaki znają ludzie z innych krajów europejskich – z przepustkami uprawniającymi do poruszania się nawet między dzielnicami miast, z godzinami policyjnymi i zamknięciem wszystkiego, co nie jest niezbędne do życia. Nawet jeśli będzie to łagodniejsza forma zamknięcia Polski niż wielu by chciało i równie wielu się boi, nie jest to czas na wygłupy i dowodzenie, że żaden głupi rząd nie będzie nam, wolnym ludziom, narzucał, co mamy robić. Nie jest to czas na zdejmowanie masek i rzucanie się w tłum ludzi. Nie jest to czas na podróże międzymiastowe, by na święta zobaczyć się z rodziną.
Oczywiście, wszyscy jesteśmy już umęczeni kolejnymi lockdownami, zamknięciem w domu i brakiem perspektyw na lepsze czasy. Te, całe szczęście, są już naprawdę niedaleko i warto do nich dożyć w zdrowiu i przy życiu. Zwiększają się dostawy szczepionek, rozszerzy się dzięki temu akcja szczepień i zwiększy szansa na uodpornienie się na koronawirusa. Dziś sytuacja przypomina trochę ostatnie miesiące wojny, kiedy wiadomo, że pokój za pasem i śmierć po latach walki w przededniu jej zakończenia to naprawdę rzecz pechowa i niepożądana. Narażanie się na zakażenie, ciężki przebieg choroby i zgon w sytuacji, gdy można tego wszystkiego uniknąć i przy elementarnej ostrożności dotrwać do końca pandemii, jest cokolwiek nierozsądne. Mimo całego surrealizmu pandemii i życia w jej warunkach, które tak naprawdę życiem nie jest, warto resztki rozsądku zachować.