Popieram, bo w dużym skrócie: lubię Azję, mam tam rodzinę i przyjaciół. Najbliższe mi osoby są pochodzenia azjatyckiego. Nie życzę sobie by spotykały się z jakimkolwiek rasizmem, a jeśli zetkną się z nim przy mnie to z miejsca wprowadzę akcję #StopAsianHate w życie. Nie da się ukryć, że – uwzględniając, iż w Azji mieszka większość ludności świata i znajdują się w niej największe polityczne potęgi poza USA – akcja wydaje mi się trochę surrealistyczną albo rodzącą podejrzenia, że to kolejny etap coraz mniej sympatycznych rozgrywek amerykańsko-chińskich, ale cóż mnie to tak naprawdę obchodzi.
Obchodzi mnie za to sprawa druga. Uważam, że z hasłem #StopAsianHate należałoby złączyć hasło #StopPolishHate. W końcu My Słowianie, a właściwie My Zachodni Słowianie przybyliśmy tu znad Morza Czarnego, a tam z kolei z Indii. Było to stosunkowo dawno, więc na odzyskanie działek lub kamienic w dorzeczu Gangesu nie ma co specjalnie liczyć, ale pewne elementy w naszej kulturze i języku ponoć z czasów hinduskich przetrwały, a ostatnio tezę o naszym pochodzeniu z dalekiej Azji potwierdzają badania genetyków. Tak więc jeśli nie stać was na wakacje na Goa to nie martwcie się. Wasze geny już tam były.
A więc, jako eks-Azjaci mamy do akcji #StopPolishHate pełne prawo. Tylko komu my to powiemy? To chyba oczywiste. Tym samym. Szacownym kolegom z amerykańskich mediów, ze szczególnym uwzględnieniem redakcji pisma „New Yorker” od dłuższego czasu szczującym na Polskę i Polaków, przede wszystkim poprzez kłamstwa historyczne, a także wciskanie światu, jakie to z nas dziś straszne, dzikie bydlaki. Możemy to też powiedzieć niektórym naszym rodakom, którzy się wyżej wymienionym wysługują za pieniądze. Możemy im też powiedzieć zresztą coś krócej i dosadniej, zgodnie z ostatnią krajową modą. Podobnie jak wszelkiej maści rasistom.