To była piękna, choć zimowa niedziela – 21 lutego. Pogoda zachęcała do spaceru. Jan Lityński i jego żona Elżbieta wzięli swe psy i postanowili przejść się brzegiem Narwi. Nic nie zwiastowało tragedii. Niestety, w pewnym momencie jeden z psów wpadł do rzeki. Załamał się lód. Jan Lityński nie wahał się ani chwili – postanowił uratować zwierzę. Psa udało się uratować, niestety bohater opozycji z PRL sam zginął. Teraz Elżbieta Bogucka postanowiła wrócić do tamtych dramatycznych chwil.
NIE PRZEGAP: Żona Jana Lityńskiego. Kim jest i jak się poznała z Lityńskim?
- Byliśmy tam wiele razy i nawet w najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że może tam być głęboko. Wpadł do wody i na moich oczach utonął. Zdjęłam kurtkę i pobiegłam go ratować, też wpadłam do wody - wspomina wdowa po Janie Lityńskim w rozmowie z „Faktem”. Jak wyjaśniła, niewiele zabrakło, by i ona utonęła. - W ostatnim odruchu pomyślałam: zostaną nasze psy i kto się nimi zajmie? Przełamałam lód, wspięłam się po pniu drzewa – wspomina. Żona Jana Lityńskiego, ujawniła, co mąż powiedział przed śmiercią. - Jego ostatnie słowo było: "tonę" – powiedziała. - Nagła śmierć małżonka w takich dramatycznych okolicznościach jest bólem nie do wyobrażenia, nie wiem, kiedy on przejdzie. Skończyło się moje ciekawe, dobre, bezpieczne życie, ale nadal trzeba żyć. Zbliżają się Święta Wielkanocne, szalenie ważne dla katolików, mnie też dają one nadzieję na zmartwychwstanie – kwituje Lityńska w Fakcie.