Jak zwykle rano pan Janusz poszedł po wodę do studni. Uwielbiał jej rześki smak. Najpierw zobaczył, że jakieś ubrania pływają na powierzchni wody. Gdy dotarło do niego, że to ciało, oniemiał. Patrząc na trupa, który w wodzie zdążył już się rozłożyć, przypomniał sobie dziesiątki wiader wody, którą czerpał po zniknięciu Sławka. Tej straszliwej wody.
- Boże... Kompoty z wiśni, zupy, tyle herbaty, bo ja jestem herbaciarz, to wszystko z tej wody - wzdryga się mężczyzna. Nie może dojść do siebie, cały czas ma przed oczami koszmarny widok pasierba wynurzającego się na powierzchnię studni. - Przez taki czas piłem wodę z trupa! - dodaje z obrzydzeniem.
Mężczyźnie nawet nie przyszło do głowy, że przez te wszystkie dni w studni rozkładało się ciało jego pasierba. Panowie nie byli blisko związani i kiedy Sławomir przepadł bez wieści, pan Janusz nie przejął się zbytnio. Myślał, że tamten wyjechał do pracy w sadzie kolegi, w odległej o 50 km miejscowości.
Zdziwił się jedynie, że drewniana klapa, która leżała na studni, była odsunięta. W nocy nie słyszał nic niepokojącego, nikt nie krzyczał, nie wołał o pomoc. - Ze złości to zrobił - pomyślał nawet urażony, biorąc zepsute zabezpieczenie za żart pasierba.
Jak doszło do tej tragedii, ustalają śledczy z Chełma. Janusz Czerwonka wody z feralnej studni nie daje już nawet kaczkom i kurom. Brzydzi się, woli brać od sąsiada.