Sprawa, w której zapadł właśnie wyrok, zaczęła się 1 lutego 2005 roku, kiedy pani Leokadia pośliznęła się na chodniku. Ze złamaną w kostce nogą trafiła do szpitala, gdzie spędziła dwa tygodnie, a potem do końca marca nosiła gips.
Niemal trzy lata później Ewa (52 l.) i Ryszard (63 l.) Stronczyńscy - biedni rolnicy z dochodem 3500 złotych na rodzinę - dostali wezwanie od pani mecenas do zapłaty 150 tys. zł odszkodowania. - Nie wiedziałem, o co chodzi - opowiada pan Ryszard.
Szybko okazało się, że pani mecenas złamała nogę na chodniku, który położony jest pod starą kamienicą, którą Stronczyńscy dostali w spadku.
- W kamienicy działa zakład fryzjerski, który płaci nam 2000 złotych za wynajem. Jako właściciel posesji powinienem zadbać, by chodnik był odśnieżony. Zawarłem taką umowę z szefem zakładu fryzjerskiego, że to on się tym zajmie. Wiem, że odśnieżał dzień przed wypadkiem - zarzeka pan Ryszard.
Sądu jednak nie przekonał. Za to pani mecenas przekonała sąd do swoich racji i wygrała - 105 tys. złotych odszkodowania. - Za zwykłe złamanie nogi tak wielka kwota! - załamują ręce pan Ryszard. Biedne małżeństwo w życiu takich pieniędzy na oczy nie widziało. A tyle muszą teraz zapłacić. - Przecież ten wyrok oznacza dla nas śmierć głodową. Skąd mamy wziąć takie pieniądze? - zastanawiają się zrozpaczeni.