6 stycznia tego roku, święto Trzech Króli, ul. Piotrkowska w Łodzi. Prowadzony przez Piotra M. tramwaj linii 16 dojeżdżał do skrzyżowania z ul. Radwańską. Za chwilę powinien się zatrzymać. Ale przyspieszył, minął przystanek i mimo palącego się czerwonego światła pomknął dalej, taranując wjeżdżające prawidłowo na skrzyżowanie auto. Chwilę potem tramwaj rozjeżdża przechodzące po pasach trzy kobiety - Janinę Kocik (+75 l.), Krystynę S. (+77 l.) i Bronisławę O. (+72 l.). Wszystkie zginęły.
Motorniczy w policyjny alkomat wydmuchał 1,4 promila alkoholu. Piwo i wódkę pił tego samego dnia w trakcie pracy.
Właśnie stanął przed sądem. Tłumaczył się, że pił, bo miał problemy rodzinne. Przepraszał też rodziny ofiar.
Andrzej Kocik wybaczać jednak nie zamierza. - Te przeprosiny nic dla mnie nie znaczą. To są tylko słowa. Nie mogę mu tego darować - mówi. - On skrzywdził nie tylko trzy osoby, które zginęły. On skrzywdził dużo więcej ludzi - rodziny ofiar. Moja mama to była wspaniała, aktywna kobieta. Cieszyła się życiem. On w jednej chwili to życie zabrał.
Zobacz też: Warszawa. Tragiczna śmierć na torach
Piotrowi M. za spowodowanie po pijaku wypadku, w którym zginęły trzy osoby, grozi do 12 lat więzienia.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail