Błędne diagnozy, nietrafione badania, brak odpowiedniego sprzętu i zaniedbania. To przyczyniło się do śmierci 13-letniej dziewczynki, która trafiła do szpitala z bólem głowy i wymiotami. Dramat rozpoczął się 6 stycznia, kiedy mama Karinki wezwała pogotowie do cierpiącego na ostry ból głowy i brzucha dziecka.
Dziewczynka w pierwszej kolejności trafiła do szpitala miejskiego w Ostrowcu Świętokrzyskim. - Na karetkę z Ostrowca czekaliśmy dobrą godzinę, gdzie to jest raptem 17 km - mówi TVN24 ojciec dziewczynki Artur Bajor. Tam lekarze zalecili jej dietę i glukozę. - Miała zrobioną krew, morfologię, mocz, OB, kał i to wszystko. Żona chciała, by jej zrobili tomografię głowy. Pani doktor mówi, że to nie ma tak szybko, że to trzeba poczekać, bo są kolejki - opowiada Bajor. Matka dodaje, że na takie badania mieliby czekać 2-3 dni. Po wykonanych badaniach lekarze stwierdzili, że nie ma żadnych odchyleń od normy. W tym czasie dziecko słabło, a wymioty nasiliły się do tego stopnia, że matka siedziała przy dziecku, aby to się nie udusiło. - Nikt się nią nie interesował - stwierdza ojciec. W końcu po sugestiach rodziców wykonano tomografię głowy oraz brzucha. Jednak i te badania nic nie wykazały. Dziewczynka zaczęła dziwnie się zachowywać. Krzyczała i majaczyła. Już te objawy mogły zasugerować ostrowskim lekarzom, że z dzieckiem dzieje się coś poważnego. To są bowiem główne objawy podwyższonego poziomu amoniaku we krwi. Ci jednak odesłali 13-latkę do psychiatryka z podejrzeniem psychozy.
Dziecko trafiło na oddział psychiatrii dziecięcej wojewódzkiego szpitala w Kielcach. Tam jednak nie miał kto jej zrobić specjalistycznych badań. - Tam są tylko psychiatrzy - podkreśla ojciec. W szpitalu spędziła dobę leżąc w tym czasie przywiązana pasami do łóżka i cierpiąc potworne męki. Następnego dnia było jeszcze gorzej. Nieprzytomną dziewczynkę znaleźli rano pracownicy szpitala. Została przewieziona karetką do kolejnej placówki w Kielcach.
Jak podaje TVN24, dopiero tam zrobiono bardziej specjalistyczne badania. Wykazały one, że dziewczynka cierpiała na hiperamonemię, rzadką chorobę metaboliczną, charakteryzującą się podwyższonym poziomem amoniaku we krwi. W kieleckiej placówce Karina spędził cały piątek. - Dziewczynka została przyjęta na oddział anestezjologii i intensywnej terapii medycznej w stanie bardzo ciężkim, z burzliwymi objawami neurologicznymi. Po szybkiej diagnozie podejrzewana była rzadka choroba metaboliczna. Po uzgodnieniu telefonicznym celem ostatecznej diagnozy i specjalistycznego leczenia wysłano dziewczynkę do Kliniki w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie - mówi Zdzisław Domagała, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Kielcach. Lekarze mieli ją przewieźć jeszcze w nocy z piątku na sobotę, ale stan zdrowia na to nie pozwalał. Lekarze reanimowali umierającą już Karinę.
Przeczytaj: Ile zarabiają lekarze? Mówili, że za mało, a dostają pensję po KILKANAŚCIE tysięcy! [RAPORT]
10 stycznia dziecko trafiło na oddział Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Lekarze natychmiast zaczęli walkę z zabójczo postępującą chorobą. W pierwszych godzinach udało im się obniżyć poziom amoniaku we krwi, który jednak później powtórnie wzrósł. Na ratunek było już za późno. Dziewczynka zmarła 13 stycznia.
Rodzice złożyli wniosek do prokuratury. Zawiadomienie dotyczy przede wszystkim szpitala w Ostrowcu Świętokrzyskim. Sprawa będzie jednak badana całościowo. Dyrektor szpitala w Ostrowcu nie ma sobie nic do zarzucenia. - Nasi lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy. Rozszerzony pakiet badań i badania specjalistyczne wykraczały poza nasze możliwości - mówi Grabowski.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail