- Nie mam już nadziei. Mój syn nie żyje - mówił ze łzami w oczach Franciszek Jankowski (65 l.), ojciec zaginionego górnika, Bogdana Jankowskiego (42 l.). Winą za to, co się stało, obarcza władze kopalni. - Wszyscy wiedzieli, że na dole jest wysokie stężenie metanu. A mimo to kazali ludziom pracować. Posłali ich na pewną śmierć - stwierdza z przekonaniem. Do wypadku w kopalni Wesoła doszło w poniedziałek około godz. 21. W jednym z korytarzy zapalił się metan. W pobliżu pracowało 37 ludzi. Ratownicy ruszyli do akcji. Spodziewali się najgorszego... Na powierzchnię udało się wyciągnąć 36 osób. Niestety, 18 z nich zostało ciężko poparzonych. Trafili do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Stan 7 górników jest krytyczny. Zdiagnozowano u nich m.in. oparzenia dróg oddechowych.
Wydobycia jednak nie przerwano
Jeden z górników, pracujący na kombajnie kruszącym ściany węgla, został zasypany. To właśnie syn pana Franciszka. - Jeszcze w poniedziałek w południe rozmawiałem z kolegą Bogusia z pracy - opowiada nam ojciec zaginionego górnika. - Powiedział, że pewnie dziś będą mieć wolne, bo stężenie metanu w kopalni przekroczyło 4 procent. Syn chciał jechać na ryby - mówi zrozpaczony mężczyzna.
Zobacz też: Porozumienie w kopalni Kazimierz-Juliusz. Szczęśliwi górnicy wrócą do pracy
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w ubiegły piątek w kopalni już raz zapalił się metan. Górnicy ugasili pożar sami. Wydobycia jednak nie przerwano. Te informacje potwierdził wczoraj po południu Wyższy Urząd Górniczy. Wypadkiem w kopalni Wesoła zajęła się już prokuratura. - Zabezpieczyliśmy już dokumentację związaną z ruchem ściany i zakładu - informuje Marta Zawada-Dybek z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. - Śledztwo ma celu ustalenie przyczyny tej katastrofy oraz ewentualnych osób odpowiedzialnych za wypadek - dodaje. Wczoraj do Mysłowic pojechała też premier Ewa Kopacz (58 l.). Władze kopalni zapowiadają pomoc dla rodzin poszkodowanych. Te jednak nie wierzą w ich dobrą wolę. - Wielokrotnie widziałem, jak ściągali czujniki metanu, gdy stężenie było wysokie. Gdyby któryś z górników się postawił, straciłby pracę. Władze kopalni celowo narażały życie ludzi. Winni muszą ponieść karę. Nie spocznę, dopóki się to nie stanie - mówi twardo Franciszek Jankowski (65 l.). Bogdan Jankowski za rok miał przejść na emeryturę. Ma córkę, 20-letnią Olę. Ona wciąż wierzy, że zobaczy tatę żywego.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail