- Ten już jest chyba dwudziesty - rozkłada ręce Ryszard Strenkowski (56 l.), właściciel feralnej posesji. Kiedy usłyszał huk w ogrodzie, oglądał właśnie sportowe wiadomości w telewizji. Zrezygnowany podniósł się z kanapy i wyszedł przed dom. Dobrze wiedział, co tam zobaczy...
W ogrodzie leżał roztrzaskany samochód przedstawiciela handlowego. Kierowcy nic się nie stało. Za to ogrodzenie do wymiany. - Dobrze, że do domu mi nie doleciał - mówi zrezygnowany pan Ryszard, - Ja już na te samochody nie mam siły. Jak wpadł nam tu tir przewożący świnie, to pół dnia je wyłapywaliśmy - dodaje.
Nad tym domem wisi jakieś fatum
Siostra pana Ryszarda, Agnieszka Sienkiewicz (41 l.), nadal nie może się przyzwyczaić do tych niespodziewanych wizyt. Na widok kolejnego samochodu w ogrodzie zaczęła się trząść. - Nad tym naszym domem jakieś fatum chyba wisi - mówi załamana.
Właściciele pechowego domu zwracali się o pomoc już do wszystkich możliwych instytucji. Błagali o ratunek policję, urząd wojewódzki, gminę powiat i dyrekcje dróg. Może trzeba jakiś znak postawić? Może zmienić profil zakrętu przy posesji? Wszystko na nic.
- Dopiero jak kogoś z nas taki wpadający samochód zabije, to ktoś zastanowi się, czy można było tego uniknąć... - stwierdza Agnieszka Sienkiewicz.