- O 11. wieczorem Paulinę zaczęła boleć głowa. Nie chciała brać tabletki, bo następnego dnia miała mieć badania krwi na skierowanie ginekologa. Bawiła się z córką Leną, nic złego się nie działo. Za jakiś czas chciała iść do łazienki. Poprosiła, żebym jej pomógł, bo słabo się czuła. I zaczęło jej się szybko pogarszać, mówiła już niewyraźnie, gubiła litery, płakała, nie wiedziała, co się dzieje - opisuje jej partner. Mężczyzna zaniósł kobietę do samochodu i zawiózł do szpitala do Zawiercia. Tam zaczął się horror. 20-latka zaczęła się szarpać, jęczeć. Personel szpitala twierdził jednak, że nic nie mogą zrobić, bo nie mają potwierdzenia, że kobieta faktycznie jest w ciąży. Kiedy w końcu udało się to potwierdzić, zabrali kobietę na salę zabiegową. Lekarz ocenił, że jej stan jest bardzo poważny. - Powiedział, że jest duży obrzęk mózgu, ze podejrzewają niedokrwienie. Pytałem, jakie są szanse, co teraz, co z nią dalej. Powiedział, że teraz najważniejsze, żeby przeżyła - opisuje partner kobiety. Następnego dnia kobietę przewieziono do szpitala do Katowic.
Sprawę wyjaśnia teraz prokuratura w Częstochowie oraz specjalna komisja ze szpitala w Zawierciu. - Powołanie komisji ma na celu dogłębne i bardzo rzetelne wyjaśnienie sprawy. Do analizy dokumentów nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie mam wiedzy, jakoby lekarz przez kilka godzin nie widział pacjentki - powiedział rzecznik szpitala w Zawierciu.