Do zabójstwa, za które sąd skazał prawnika z Białegostoku, doszło w 2010 roku, w nocy z 2 na 3 stycznia. Piękna prawniczka wróciła do domu po imprezie, na której byli razem z Maciejem T. Od pewnego czasu była nie tylko jego pracownicą, ale też życiową partnerką.
- Mam nieżywą kobietę, nie wiem, jak ją reanimować - wykrztusił podobno nad ranem prawnik Maciej T. (38 l.), dzwoniąc pod ratunkowy numer 112. Był pijany, miał 2 promile alkoholu we krwi.
Kiedy na miejsce przyjechali policjanci, nie mieli wątpliwości, że nie była to naturalna śmierć.
- Wszędzie krew. Na podłodze, w umywalce, pod drzwiami. Kanapa była połamana, a fotel wywrócony - tego widoku ojciec zabitej aplikantki, Jerzy Krupowicz (58 l.), nie zapomni do końca życia.
Zobacz: Nowy Targ. Wbili mu nóż w głowę na zabawie andrzejkowej
Adwokat twierdził, że nie zabił Marty celowo. Tłumaczył śledczym, że doszło do wypadku w czasie miłosnych igraszek. Ojciec zabitej jest oburzony taką linia obrony zabójcy.
- Zrobił z niej dewiantkę, która zginęła podczas orgii - mówi smutno. - Niech jednak cała Polska wie, że nie zginęła podczas wyuzdanego seksu, tylko została brutalnie pobita i uduszona - dodaje z naciskiem.
Proces od lutego 2011 roku trwał przed lubelskim sądem, bo białostoccy sędziowie nie podjęli się osądzenia mecenasa, który miał tam wielu znajomych i pracowali tam członkowie jego rodziny. Był utajniony, a Maciej T. odpowiadał z wolnej stopy.
- Sąd zgodził się z argumentami oskarżenia, że zabójstwo było umyślne i skazał go na 25 lat więzienia - nie kryje zadowolenia prok. Józef Murawka z Prokuratury Okręgowej w Suwałkach, który oskarżał prawnika.