Jaruzelski pewnie rozpoczyna oświadczenie, które wczoraj wyemitowane zostało na antenie Radia Zet. Utrzymuje bowiem, że decydując się na wprowadzenie stanu wojennego, kierował się "wyższą koniecznością". Mało tego, twierdzi, że w podobnych okolicznościach zdecydowałby się na taki sam ruch.
- Było w moim długim życiu wiele niezwykle trudnych momentów, ten jednak był szczególnie dramatyczny, poprzedzony miesiącami, tygodniami i dniami piętrzących się gwałtownie zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych oraz udręką codziennego bytu polskich rodzin, społeczeństwa. W powstałej sytuacji stan wojenny stał się ocaleniem przed wielowymiarową katastrofą - tłumaczy generał.
Dopiero po wyjaśnieniu motywów swojego działania przechodzi do przeprosin osób, które ucierpiały wskutek jego decyzji. - Choć był on mniejszym złem, stanowił wielki wstrząs, przyniósł różne bolesne i dokuczliwe dla społeczeństwa konsekwencje. Mam tego gorzką świadomość. Wszystkich, których spotkała jakaś niesprawiedliwość i krzywda, wciąż przepraszam. Czynię to raz jeszcze - mówi.
Prawica konsekwentnie domaga się postawienia Jaruzelskiego przed sądem. Prezydencki doradca Tomasz Nałęcz (62 l.) mówi o "innym sądzie". - Myślę, że im więcej lat mija od 13 grudnia, tym chyba bardziej oczywiste jest, że nie ma takiej racji, która usprawiedliwia wyprowadzenie czołgów przeciwko własnemu narodowi, oraz że takiej decyzji nie można usprawiedliwić - powiedział Nałęcz. Zaraz też dodał: - Ale nie chcę sądzić generała, ponieważ generał wkrótce stanie przed innym sądem.
Marek Borowski, polityk lewicy, były marszałek Sejmu: Ofiary śmiertelne obciążają generała
- Te słowa generała to nic nowego. Uważam jednak, że w tamtych warunkach decyzja ta była chyba rzeczywiście nieunikniona. Uchroniła nas od dużo gorszego obrotu spraw. Nie ma żadnych przekonujących dowodów na to, że nie było wówczas zagrożenia zewnętrznego, jak i nie ma twardych dowodów na to, że takie zagrożenie było. Natomiast fakt, że do takiej sytuacji doszło, niewątpliwie świadczy o klęsce tzw. ustroju socjalistycznego. To, że nie udało się uniknąć ofiar śmiertelnych, na pewno obciąża generała i pozostałych twórców stanu wojennego.
Jan Rulewski, legenda Solidarności, senator PO: Zamiast przepraszać, powinien zapłacić
- Generał miał wiele okazji, by przedstawić przed sądem dowody na swoją niewinność. Zamiast tego wydaje groteskowe oświadczenia, w których jest za, a nawet przeciw - przeprasza za stan wojenny, a zaraz dodaje, że zrobiłby znowu to samo. Przypomina kogoś, kto trzy raz nacisnął komuś w tramwaju na odcisk i za każdym razem go przepraszał. Jaruzelski wysłał wojsko na Czechosłowację w 1968 roku, dwa lata później zdecydował o strzelaniu do robotników na Wybrzeżu, a w 1981 skrytobójczo wprowadził stan wojenny. Kiedy naciska się drugi raz na odcisk, to już się nie przeprasza, tylko płaci odszkodowanie.