Pani Joanna przez całe życie wychowywała Łukasza, podczas gdy jej prawdziwy syn żył w innej rodzinie. Prawda wyszła na jaw dopiero niedawno, gdy została babcią i razem z całą rodziną porównywali grupy krwi. Okazało się, że grupa, jaką ma Łukasz, nie pasuje do reszty. Skonfundowani postanowili przeprowadzić testy DNA, które jednoznacznie wykazały, że nie jest spokrewniony z matką i ojcem. Był to dla nich duży szok, gdyż niegdyś w rodzinie pojawiały się czasem żarty przy stole mówiące, że "jego musieli zamienić w szpitalu, bo on jest jakiś inny".
Ostatecznie pani Joanna dotarła do dokumentów dotyczących innych narodzin tego samego dnia w Piotrkowie Trybunalskim. Wówczas - po 31 latach - odnalazła swojego biologicznego syna.
Pani Joanna wraz z biologicznym synem domagali się po pół miliona złotych odszkodowania od Skarbu Państwa za zamienienie dzieci w szpitalu i rozdzielenie rodziny. Sąd w Łodzi nie przychylił się jednak do tego i oddalił ich powództwo. Pełnomocnik Skarbu Państwa przekonywał, że kobieta "w żaden sposób strona powodowa nie udowodniła, że do zamiany doszło w szpitalu". Sąd tłumaczył odmowę przyznania zadośćuczynienia tym, że gdy do zamiany doszło nie obowiązywały obecne przepisy dotyczące naruszenia dóbr osobistych. Jak dodawał, nie ma znaczenia, że skutki zamiany dzieci rodziny będą odczuwać już zawsze.
Reprezentująca poszkodowanych mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz czeka na pisemne uzasadnienie wyroku, zapowiadając jednocześnie: - Jesteśmy rozczarowani decyzją. Na pewno będziemy się od niej odwoływać.