Dramat 32-letniego Krzysztofa Kaduszkiewicza zaczął się w listopadzie w 2014 roku. To właśnie wtedy mężczyzna, który na co dzień pracował w Zakładach Chemicznych "Rokita", trafił do szpitala. - Byłem w stanie agonalnym. Lekarze nawet nie chcieli mnie informować o stanie zdrowia. Nie dawali mi szans - opisywał mężczyzna w rozmowie z TVN 24. Jak dodał, winę za jego utratę zdrowia ponosi zakład pracy, w którym pracował. - Maszyny były stare. Wiecznie miały awarie, a rtęć wylewała się ogromnymi kałużami. Nikt nie dbał o pracowników, którzy to musieli wdychać - opisywał Krzysztof Kaduszkiewicz. Sprawą zajęła się prokuratua z Wołowa, ale z braku dowodów umorzyła śledztwo. - Zgromadzone dowody pozwoliły na umorzenie postępowania. Nie dopatrzono się żadnych nieprawidłowości - wyjaśniał Michał Gnyszka z wołowskiej prokuratury.
Czytaj: Dożywocie za otrucie teściowej! Andrzej K. rtęcią chciał wykończyć rodzinę żony
Kiedy jednak Krzysztof Kaduszkiewicz zdecydował się na złożenie zażalenia, śledczy postanowili po raz kolejny sprawdzić, jak doszło do tego, że mężczyznya zatruł się rtęcią. - W związku z pojawianiem się nowych okoliczności oraz wskazaniu przez mężczyznę świadków, którzy mogą posiadać cenne dla śledczych informacje, prokurator zaplanował przesłuchanie trzech pracowników zakładów chemicznych. We wcześniej toczącym się śledztwie przesłuchano przedstawicieli firmy, ale jeśli zajdzie taka konieczność, zostaną wezwani ponownie - zapowiedziała Barbara Stelmachowicz z wołowskiej prokuratury.