Pilawska rządzi dotowanym z miejskich pieniędzy teatrem od 1995 roku.
W listopadzie ubiegłego roku w jej placówce przeprowadzono kontrolę finansową. Urzędnicy z łódzkiego magistratu sprawdzali stan finansów i kadr. Odkryli, że pani dyrektor przyznała swoim pracownikom ogromne premie - 129 tysięcy złotych w 2010 roku i 134 tysiące rok później. Wśród 17 nagrodzonych osób jest tylko dwóch aktorów. Pozostali to pracownicy administracji i techniczni. Najwięcej dostała główna księgowa, która wzbogaciła się o 37 tysięcy złotych w jednym roku i 15 tysięcy w następnym.
Problem w tym, że według kontrolerów teatr przynosił straty finansowe, więc premii zgodnie z prawem wypłacać nie można było.
- Czekam teraz na odpowiedź pani dyrektor na postawione zarzuty - mówi prezydent Łodzi Hanna Zdanowska. O wyciąganiu konsekwencji mówić na razie nie chce.
Sama Ewa Pilawska twierdzi, że zarzuty są bezpodstawne. - Teatr nie przynosił strat finansowych - tłumaczy. - Kontrolerzy nie wzięli pod uwagę kosztów amortyzacji sprzętu w teatrze. Jeżeli się je podliczy, to wyjdzie czarno na białym, że wypracowaliśmy zysk.