4 czerwca 1989 r. obywatele Polski przystąpili do pierwszych w powojennej historii kraju, częściowo wolnych wyborów do Sejmu oraz całkowicie wolnych do przywróconego Senatu. Po raz pierwszy od ponad 40 lat władza komunistyczna dopuściła opozycję do udziału w wyborach. Zakończyły się one wielkim zwycięstwem „Solidarności” i równocześnie sromotną klęską komunistycznej dyktatury. Za pomocą kartki wyborczej społeczeństwo zrobiło pierwszy krok do wolności, wbijając nóż w plecy komunistom. Pokazało, kogo obdarza zaufaniem, a kogo chce odesłać na polityczny śmietnik.
Droga do wyborów
Decyzja o przeprowadzeniu wyborów zapadła podczas obrad Okrągłego Stołu, w którym uczestniczyła władza komunistyczna, przedstawiciele części opozycji i Kościoła. W negocjacyjnym maratonie, który trwał od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 r. wzięło udział - po obu stronach - ponad 400 osób. Porozumienie zostało wypracowane podczas rozmów toczących się nie tylko przy słynnym okrągłym stole w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie. Kwestie najbardziej sporne zostały rozstrzygnięte podczas mniej oficjalnych spotkań, które najczęściej odbywały się w Magdalence. Ostatecznie wynegocjowane zostały m.in. częściowo wolne wybory do Sejmu w których PZPR, ZSL, SD oraz trzy prorządowe organizacje katolickie miały zagwarantowane 65 proc. miejsc (299 mandatów). Natomiast 35 proc. (161 mandatów) przypadło bezpartyjnym kandydatom (w tym reprezentantom opozycji). Całkowicie wolne natomiast miały być wybory do Senatu. Ustalenia zostały przypieczętowane 7 kwietnia 1989 r. zmianą w Konstytucji PR. Wybory zostały zarządzone 13 kwietnia przez Radę Państwa PRL na 4 i 18 czerwca (druga tura).
Kampania wyborcza
Wybory czerwcowe były okazją do rozegrania pierwszej od lat autentycznej kampanii wyborczej. W imieniu opozycji prowadził ją Komitet Obywatelski „Solidarności”. Mimo braku zaplecza i środków kampania została przeprowadzona z rozmachem. Kandydaci „S” ruszyli w kraj, zamieniając ulice miast w wielkie słupy ogłoszeniowe zalepione plakatami wyborczymi. Hitem były afisze reklamujące kandydatów „Solidarności” z Lechem Wałęsą. Kandydatów KO wspierały polskie i światowe gwiazdy. Rozdawano też instrukcje, jak głosować. Na ściągach zaznaczano jedynie nazwiska kandydatów „S’”, zalecając jednocześnie skreślanie pozostałych, w myśl zasady „dobry komunista, to skreślony komunista”. Opozycja dostała po raz pierwszy swój czas w telewizji. Był on ograniczony do jednej półgodzinnej audycji, a do tego cenzurowany lub zawieszany... Dla „Solidarności” niezwykle ważny był start opozycyjnej prasy w postaci „Gazety Wyborczej”. Trzeba też dodać, że po stronie opozycji jednoznacznie stanął Kościół.
W porównaniu z kampanią „Solidarności” agitacja PZPR była zupełnie nieatrakcyjna. Partia dysponowała zarówno państwową telewizją jak i radiem, posiadała też pieniądze, ale ludzie aparatu partyjnego przyzwyczajeni przez 45 lat do „zwycięstwa” nie wysilali się. Spotkanie przez nich organizowane były po prostu nudne. Prelegenci czytali programy z kartek, ignorowali pytania z sali, nie próbowali nawiązać kontaktu z wyborcami. Problemy koalicji pogłębiała dodatkowo cała strategia kampanii, która zakładała lansowanie poszczególnych kandydatów, nie zaś - jak to uczynił Komitet Obywatelski - całej partyjnej drużyny. Dodatkowo SB dopuszczały się „brudnych” chwytów. Zrywano plakaty, usiłowano zastraszyć kandydatów opozycji.
Klęska PZPR …
Wyczekiwana przez miliony Polaków niedziela 4 czerwca w końcu nadeszła. O godz. 6 rano otworzono lokale wyborcze i społeczeństwo ruszyło do urn. Zaskoczeniem była frekwencja, spodziewano się, ze na wybory pójdzie ok. 80 proc. uprawnionych, tymczasem zagłosowało tylko 62,11 proc. Chociaż głosowanie w całym kraju przebiegało bez żadnych zakłóceń, to opozycja przez cały dzień obawiała się nieczystych zagrań ze strony władzy. Do takowych jednak nie doszło.
Żadne machlojki nie zdałyby egzaminu. Porażka była bowiem ogromna. Jak pokazały wyniki, władza została całkiem bez poparcia. Kandydaci koalicyjni z 299 przysługujących im mandatów uzyskali zaledwie trzy. Dlaczego? Bo zgodnie z ordynacją wyborczą, aby zdobyć mandat w okręgu w pierwszej turze, należało otrzymać ponad połowę wszystkich oddanych w ważny sposób głosów. Koalicja rządowa uzyskała jeszcze dwa mandaty z 35-osobowej listy krajowej, na której znajdowali się jej czołowi przedstawiciele, m.in. premier Mieczysław Rakowski i szef MON Czesław Kiszczak. By zostać wybranym z tej listy również potrzeba było zdobyć ponad 50 proc. głosów.
Jeszcze większą klęskę odniosła strona reżimowa w wolnych wyborach do Senatu, nie zdobywając ani jednego mandatu.
…triumf „Solidarności”
W wyborach do Senatu kandydaci Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” uzyskali 92 mandaty. Jeszcze lepiej było w wyborach do Sejmu - ze 161 możliwych do zdobycia miejsc udało się obsadzić aż 160! Było to spektakularne zwycięstwo „Solidarności”. Wynik ten zaskoczył nie tylko komunistów, ale także stronę solidarnościowo-opozycyjną. Polacy jednoznacznie zademonstrowali swoją wolę zakończenia tego, co nazywało się PRL.
II tura wyborów
Aby wybrać „brakujących” posłów i senatorów zarządzono II turę wyborów. 18 czerwca KO „Solidarność” zdobył kolejnych 7 senatorów, obsadzając 99 na 100 miejsc w Senacie. Jedynym senatorem spoza tego środowiska był Henryk Stokłosa, który startował jako kandydat bezpartyjny. Do Sejmu zaś wprowadziła już tylko jednego posła (na więcej nie pozwalał kontrakt zawarty z komunistami). Pozostałe miejsca przypadły kandydatom koalicji rządzącej. PZPR wprowadziła dodatkowych 171 posłów, ZSL (76) , SD (27), Stowarzyszenie „Pax” (10), UCS (8) i PZKS (5).
Drużyna Wałęsy
To kandydaci popierani przez „Solidarność”. Wśród nich znaleźli się m.in. działacze „Solidarności” i „Solidarności” Rolników Indywidualnych, członkowie Komitetu Obywatelskiego, uczestnicy obrad Okrągłego Stołu. Reprezentowali oni środowiska profesorskie (np. rektor UW Grzegorz Białkowski), adwokackie (np. Maciej Bednarkiewicz), kombatanckie (np. Stefan Bembiński), twórcze (m.in. Gustaw Holoubek I Andrzej Wajda), a także katolickie, w szczególności Kluby Inteligencji Katolickiej. Na plakatach z kandydatem pojawiał się również Lech Wałęsa.
Pozostali kandydaci
KO „Solidarność” nie był jedyną formacją opozycyjną, która zdecydowała się na uczestnictwo w wyborach do parlamentu. Podobną decyzję podjęli także przywódcy części opozycyjnych partii politycznych, np. Unii Polityki Realnej, Ruchu Wolnych Demokratów czy Konfederacji Polski Niepodległej. Partie te nie zdobyły jednak żadnego mandatu. Natomiast radykalne skrzydło opozycji, obejmujące m.in. Solidarność Walczącą, Federację Młodzieży Walczącej oraz Liberalno-Demokratyczną Partię „Niepodległość”, wzywało do bojkotu wyborów.