Tragedia miała miejsce w poprzedni piątek w Janowie Lubelskim. 47-letni pacjent został wypisany ze szpitala, kiedy jego stan się pogorszył i czekał w kolejce do przychodni pulmonogicznej. Kilka godzin wcześniej był już w szpitalu - zgłosił się do szpitala w związku z silnym bólem kręgosłupa i klatki piersiowej. Słaniał się na nogach, ale został odesłany do domu - dostał tylko skierowanie do poradni pulmonogicznej, ponieważ już wcześniej miał problemy z płucami.
Sprawdź też: Na budowie w Krakowie znaleziono ludzkie zwłoki. To zaginiony 3 lata temu informatyk Paweł Krasny
Mężczyzna dostał tylko kroplówkę. Tak o tym, co działo się w szpitalu, dla "Wyborczej" opowiadał Jan Małek, teść zmarłego mężczyzny:
- Zięć na SOR-ze znajdował się w fatalnym stanie. Nie mógł usiedzieć w wózku, słaniał się, ledwo mówił. Pytałem lekarza, co mu jest. Odpowiedział spokojnie, że po kroplówce powinno wszystko przejść i że absolutnie nie przyjmie go na oddział, bo nie ma takiej potrzeby. Prosiłem, błagałem, by lekarz chociaż dokładnie zięcia przebadał. Nic z tego. W końcu zdenerwowany zapytał, czym się zajmuję. Odpowiedziałem, że jestem rolnikiem. Wtedy lekarz rzucił w moją stronę: "Więc nie będzie mnie pan uczył, co robić z pacjentami" - mówił teść, który w tej sprawiec złożył już doniesienie na policji.
Sekcja zwłok odbyła się w środę. Przyczyną śmierci mężczyzny było pęknięcie aorty i wynaczynienie krwi do worka osierdziowego.
5 grudnia okaże się, czy lekarz, który odesłał pacjenta, zostanie zawieszony w czynnościach.