Operacja wycięcia migdałków wydaje się być bardzo banalna. Niestety dla 5-letniego Igorka, który przeszedł tę operację w Koninie, skończyła się tragicznie. Mimo że Igorek czuł się źle (był opuchnięty i z każdą godziną czuł się coraz gorzej), lekarze wypuścili go do domu. Igorek cierpiał przez dwa dni. Rodzice chłopca wywalczyli do tej pory zawieszenie lekarza, a teraz sprawę ocenią biegli. Mama chłopca Małgorzata Szafrańska nie może pogodzić się ze śmiercią swojego synka. Przychodzi na cmentarz i czyta Igorkowi bajki. Chłopiec, kiedy jeszcze żył, często chorował, dlatego lekarze zalecili usunięcie migdałków, ale po zabiegu wcale lepiej nie było - relacjonuje TVN 24. Gorączka, obrzęk, na końcu krwotok... Chłopiec zmarł praktycznie na rękach rodziców. Chłopiec miał zakrztusić się krwią i dlatego zmarł, mimo że rodzice od razu przewieźli go do szpitala, tym razem w Kole. Teraz powstały wątpliwości, czy chłopiec ze względu na to, że źle się czuł, nie powinien zostać w szpitalu dłużej. Kto zawinił? Lekarz, który wypuścił chłopca wcześniej do domu?
Jak dowiedział się TVN 24, lekarz, który wycinał migdałki, był podczas zdobywania specjalizacji i zabieg miał wykonywać pod nadzorem ordynatora. Lekarz został zawieszony w szpitalu w Koninie, ale według informacji telewizji, pracuje w innych szpitalach.
Opinie biegłych poznamy, ale dopiero za kilka miesięcy.
Zobacz też: Skąd się bierze angina