- Było ubrane bardzo skąpo, tylko w kapciach. Widzę, trzęsie się, jest przestraszone, rozpłakane - opisywał pan Krzysztof w rozmowie z "RMF24", który spotkał pięciolatkę błąkającą się po ulicach Elbląga.
- Poszliśmy na ulicę Browarną. Wchodzę do środka, żadnej pani opiekunki nie ma. Kiedyś jak się wchodziło, to pani przejmowała dziecko. Patrzę, drzwi uchylone od kuchni. Jedna pani wyszła. Akurat dziewczynkę rozpoznała i pyta się, co się stało? - relacjonował mężczyzna.
Zobacz: Manhattan. Do przedszkola z marihuaną
- To ja powinienem zapytać, co się stało. Nie wiem, czy to znieczulica, czy co? O, wyszło sobie, no to się znalazło, to jest dobrze. Nie tak to powinno być moim zdaniem - dodał słuchacz "RMF".
Dyrektorka przedszkola milczy. Nie chce wyjaśnić sytuacji. Według reportera "RMF24", poza mikrofonem tłumaczyła jedynie, że przyprowadzający zostawił dziecko w szatni i nie dopełnił procedur. Powinien poinformować opiekunkę i podpisać specjalną kartę frekwencji.
Sprawdź: Warszawa. Gotowe przedszkole będzie stać puste
Kobieta przyznaje jednak, że dziecko było w przedszkolnej szatni i zostało przebrane. W przedszkolu do godziny 7:30 dzieci zostawiać można w "pokoju zbiorczym", który jest naprzeciwko szatni. Później rodzice są zobowiązani odprowadzać je bezpośrednio do odpowiednich sal.
Nikt jednak nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć, jak to możliwe, że dziecko wyszło przez nikogo niezauważone najpierw z szatni, a później z budynku przedszkola.
Policja ustala
Sprawę bada policja. Na razie funkcjonariusze ustalili, że do przedszkola dziewczynkę odprowadził partner matki.