- Za te pieniądze, które dostaną urzędnicy od pani prezydent Gronkiewicz-Waltz (57 l.), my przetrwalibyśmy cały rok - mówi rozżalony dyrektor upadających Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Łapach, Jacek Łupiński (54l.). Zwolnienia w ZNTK są już pewne. Największy pracodawca i podatnik w tym niewielkim, liczącym nieco ponad 16 tys. mieszkańców miasteczku zwolni 400 spośród 750 swoich pracowników!
To dla miasta prawdziwa katastrofa, zwłaszcza że w ubiegłym roku upadła tu cukrownia i pracę straciło wtedy 250 osób. - Oznacza to bankructwo naszego miasteczka - Roman Czepe (53 l.), burmistrz Łap, bezradnie rozkłada ręce. Mówi, że taka liczba bezrobotnych po prostu wykończy niewielkie miasteczko. - To działa jak naczynia połączone - tłumaczy burmistrz. - Gdy ludzie nie mają pieniędzy, to niewiele kupują. Na przykład kupią mniej chleba, więc upadnie piekarnia. Piekarz wtedy też nie będzie miał pieniędzy i nie kupi dla przykładu mięsa. Upadnie masarnia i tak dalej, aż do skrajnej biedy. Bezradna w tej sytuacji czuje się także dyrekcja Zakładów. Winą za upadek firmy obarcza rząd Donalda Tuska.
- Byliśmy uzależnieni od spółki PKP Cargo - mówi Jacek Łupiński (54 l.), dyrektor handlowy firmy.
- Ktoś u góry zdecydował jednak, że Cargo sama będzie naprawiać swój tabor, mimo że nie ma takich możliwości technicznych. To była decyzja polityczna, a my nie mieliśmy nawet szansy, aby przedstawić swoją ofertę! ZNTK istnieje od 147 lat i pracują w nim całe rodziny, takie jak Elżbieta (52 l.) i Władysław (52 l.) Łapińscy.
- Pracujemy tu od 1978 roku - mówi pan Władysław. - Poznaliśmy się tutaj, zakochaliśmy się w sobie i wzięliśmy ślub. Całe nasze życie związane jest z tym zakładem i wierzymy, że jeszcze ktoś nas uratuje. Zakład potrzebuje około 60 milionów złotych, aby przetrwać rok.
Niemal taką właśnie kwotę prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz postanowiła przeznaczyć na nagrody dla swoich urzędasów.
- Nawet nie wiem, jak to skomentować - mówi ze smutkiem dyrektor Łupiński, oburzony taką jawną niesprawiedliwością.