Julita M. od wielu dni imprezowała, a jej biedny synek chodził zziębnięty i głodny. Już kilka dni temu sąsiadka wezwała policję, bo chłopczyk w mróz wałęsał się w samej koszulce na dworze. Kiedy policjanci zawieźli Kacperka do babci, okazało się, że ta ledwo stoi na nogach z przepicia. Chłopiec trafił do dalszych krewnych. Nie minęły dwa dni, a sytuacja się powtórzyła. Tym razem chłopiec sam zadzwonił po policję.
- Moja mama jest pijana - usłyszała w słuchawce dyżurna w Bartoszycach. Pijana matka zdążyła wyrwać chłopcu telefon i tłumaczyć, że to tylko taki dziecięcy żart. Po kilkudziesięciu minutach na policyjną dyżurkę zadzwoniła zdenerwowana kobieta. Do jej apteki przechodnie przyprowadzili Kacperka, który boso po śniegu błądził po ulicy. Po kilku minutach pojawił się patrol policji.
Dotarliśmy do wstrząsającego nagrania z zachowania kobiety na komendzie. Kacperek przyglądał się, jak jego mama badana jest alkomatem. Julia M. zapewniała bełkotliwym tonem, jak bardzo kocha synka. Na widok wskazania alkomatu, który pokazał w wydychanym przez nią powietrzu blisko 1,5 promila alkoholu, skomentowała tylko, że to nie jest możliwe. Julia M. trafiła do policyjnej celi, gdzie może w końcu wytrzeźwieje, a Kacperek do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie.