Premier Donald Tusk (53 l.) podjął decyzję o jego dymisji. Czy to poprawi w jakikolwiek sposób sytuację pasażerów? Niestety, nie. Bo za bałagan w PKP odpowiada aż 8 prezesów poszczególnych spółek. - Niektóre są dla siebie konkurencją, więc nie mają interesu w tym, by współpracować choćby w przygotowywanym ostatnio nowym rozkładzie jazdy - tłumaczy "Super Expressowi" ekonomista transportu Marcin Berenicki.
Przeczytaj koniecznie: Maciej Grelowski: PKP czeka los naszych stoczni
Mało kto wie, że kupując bilet na pociąg u jednego przewoźnika, zależni jesteśmy od co najmniej 9 spółek należących do PKP. InterCity i Przewozy Regionalne zarządzają wagonami. TK Telekom łączami telefonicznymi, Energetyka dostarcza kolei prąd, Informatyka zarządza systemami, Dworce Kolejowe - dworcami, a Polskie Linie Kolejowe peronami i torami. - Prezesi nie mogą się porozumieć i bałagan gotowy - twierdzi Berenicki.
Chaos pogłębia także upolitycznienie spółek. Obecnie tylko ok. 10 proc. unijnych funduszy przekazywanych jest na rozwój kolei, pozostała część inwestowana jest w autostrady. W innych krajach te proporcje są bardziej wyrównane. - Drogi to obecnie polityczny priorytet. Kolej jest na szarym końcu listy spraw do załatwienia - tłumaczy ekspert.
Kolejnym problemem, z jakim boryka się PKP, to złe zarządzanie. Szefowie spółek, jakby oderwani od rzeczywistości, organizują przewóz tak, że jedne pociągi jeżdżą prawie puste, a inne są kompletnie przeludnione.
- Skoro PKP nie ma z kim konkurować, to dlaczego miałaby się przejmować pasażerami? Oni i tak nie mają wyboru i muszą jeździć ich pociągami - tłumaczy Berenicki.
Jakby tego było mało, kolej jest przestarzała. Ostatnie nowe tory położono w Polsce w latach 80., później już tylko sporadycznie je modernizowano. A nowoczesne składy potrzebują dobrych torów, po których pociągi pojadą szybciej niż 50 km/h.
Wyrzucenie jednego wiceministra nic nie naprawi.