Ta ponura tragedia wydarzyła się w Bytomiu (woj. śląskie) w jednym z budynków przy ul. Glinki. Pod kamienicą najpierw pojawiło się pogotowie. Zabrało do szpitala małą Laurę. Z dzieckiem pojechała jego matka, Monika P. (26 l.). Gdy lekarze zobaczyli obrażenia dziewczynki, zawiadomili policję. - W mieszkaniu rodziny patrol zastał dwójkę starszego rodzeństwa dziewczynki oraz 34-letniego ojca. Mężczyzna był pijany. Został zatrzymany. Potem policjanci pojechali do szpitala, gdzie zbadali matkę. Ona również była nietrzeźwa - mówi Tomasz Bobrek, oficer prasowy bytomskiej policji.
Starsze rodzeństwo Laury - Lenka (2 l.) i Łukasz (6 l.) - trafiło do ośrodka opiekującego się dziećmi. Nie było po nich widać, by padły ofiarą przemocy. Tymczasem Laura miała rozległą ranę głowy, która może okazać się nawet śmiertelna. Zarzuty jej spowodowania usłyszała Monika P. Sąd aresztował kobietę tymczasowo na trzy miesiące. Grozi jej do 10 lat więzienia. O ile mała Laura przeżyje.
Marcin P. (34 l.) usłyszał zarzut lżejszej wagi - narażenia dzieci na utratę życia lub zdrowia i wyszedł na wolność. - Nie było go w mieszkaniu, gdy wydarzyła się tragedia. Wyszedł do sklepu, a gdy wrócił dziewczynka miała już obrażenia głowy i nie oddychała. To ojciec zadzwonił po pogotowie. Sprawdzaliśmy jego wersję zdarzeń i się potwierdziła - mówi Tomasz Bobrek.
Sąsiedzi nie mają dobrego zdania o parze, która wychowywała trójkę dzieci. W ich mieszkaniu częste były głośne, suto zakrapiane alkoholem imprezy. - Piją jak smoki. Nie pracują. Bywały awantury. Ona krzyczała też na dzieci. Ale były raczej zadbane - mówi jeden z sąsiadów. W ciągu dwóch lat policja zanotowała tam 22 interwencje związane z różnymi zajściami. Marcin P. był też oskarżony o pobicie Moniki P. Dobrowolnie poddał się wtedy karze.
Zobacz także: Warszawa. Tragedia na Woli. Policja znalazła dwa ciała. Wcześniej słychać krzyki i wzywanie pomocy