- Aż trudno w to uwierzyć - kręci głową znajomy lekarskiej pary. - Wyglądali na szczęśliwych - dodaje. Ale w medycznym środowisku Grudziądza (woj. kujawsko-pomorskie), gdzie mieszkali i pracowali małżonkowie R., można też usłyszeć, że w tym związku nie wszystko było w porządku. - On popijał. Myślę, że mógł mieć problem z alkoholem. Ostatnio często się kłócili, ona przebąkiwała nawet o rozwodzie - usłyszeliśmy.
Lech R. poznał swoją przyszłą żonę mniej więcej dziesięć lat temu. Młoda i śliczna lekarka tuż po studiach zrobiła na nim spore wrażenie. On na niej też. Cóż, przystojny, uznany gastrolog z lekarskiej rodziny podobał się kobietom. - Rozwiódł się dla niej i wkrótce się pobrali - opowiadają znajomi pary.
Mieszkali i pracowali w Grudziądzu, ona także w Bydgoszczy, gdzie robiła naukową karierę na oddziale chirurgii ogólnej i onkologicznej w Szpitalu Uniwersyteckim im. Antoniego Jurasza. A w minionym tygodniu razem pojechali do Trójmiasta na sympozjum naukowe. Zatrzymali się w hotelu Mercure w Gdyni. I właśnie tam doszło do zbrodni.
Co się zdarzyło w hotelowym pokoju w samym środku nocy z czwartku na piątek? Tego dokładnie nie wiadomo. Dość powiedzieć, że personel usłyszał przerażające krzyki dochodzące z pokoju doktorostwa i zawiadomił policję. Gdy mundurowi weszli do środka, on był totalnie pijany, a ona martwa. - W jego krwi było blisko trzy promile alkoholu - mówi nadkomisarz Michał Rusak z gdyńskiej policji.
Lech R. długo trzeźwiał w policyjnym areszcie. Potem trafił przed oblicze prokuratora. Oskarżono go o uduszenie żony. Grozi mu dożywocie.
ZOBACZ: Uciekliśmy z więzienia, bo strażnik chodził do prostytutki