Chodzi o cywilny proces o ochronę dóbr osobistych wytoczony przez gen. Andrzeja Matejuka dziennikarzowi śledczemu "Super Expressu" Sylwestrowi Ruszkiewiczowi. Matejukowi nie spodobał się artykuł opisujący jego ubiegłoroczny wyjazd policyjnymi samochodami we włoskie Dolomity. Razem z innymi policjantami zażądał przeprosin oraz 40 tys. zł zadośćuczynienia. Matejuka reprezentuje mec. Andrzej Grabiński.
Niby wszystko w porządku...
Jeszcze zanim sprawa ruszyła, sąd wezwał adwokata Andrzeja Matejuka do wskazania adresu zamieszkania dziennikarza. Co zrobił szef polskiej policji? Według dokumentów złożonych w sądzie były komendant główny zwrócił się o adres do MSWiA. "Powód - Andrzej Matejuk - zwrócił się do Departamentu Centralnych Ewidencji Państwowych MSWiA, Wydział Udostępniania Danych, wobec czego po uzyskaniu informacji adres zamieszkania zostanie niezwłocznie przesłany do Sądu" - czytamy w piśmie z 17 października 2011 r. dołączonym do akt sprawy, podpisanym przez adwokata Andrzeja Grabińskiego. Dziesięć dni później prywatny adres zameldowania dziennikarza zostaje wysłany do sądu.
Ale ministerstwo zaprzecza
Zapytaliśmy resort spraw wewnętrznych, kiedy Andrzej Matejuk bądź jego adwokat zgłosili się po adres i kto im go udostępnił. Okazało się, że przez cały ubiegły rok nikt w tym celu nie zgłaszał się do MSWiA. "W okresie od 1 stycznia 2011 r. do 31 grudnia 2011 r. nie składano wniosku o udostępnienie danych osobowych Sylwestra Ruszkiewicza" - informuje nas na piśmie rzecznik MSW Małgorzata Woźniak.
Czyżby więc adres do byłego szefa policji trafił w inny, nieformalny, sposób oraz z pominięciem prawnych procedur? Resort w tej sprawie wszczął natychmiastową kontrolę. - W związku z różnymi poziomami dostępu do bazy PESEL minister spraw wewnętrznych Jacek Cichocki zlecił przeprowadzenie wnikliwej kontroli dostępu policji do bazy PESEL - potwierdza rzecznik MSW Małgorzata Woźniak.
Matejuk zaprzecza
W rozmowie z "Super Expressem" Andrzej Matejuk zaprzecza, że zgłaszał się po dane dziennikarza. - Do żadnego departamentu nie występowałem w żadnej formie. W jaki sposób ustalił to mój adwokat, to proszę jego pytać. Możliwe, że on miał taki zamiar, że ja miałem wystąpić. Możliwe, że on chciał, żebym ja to załatwił, ale ja mu powiedziałem, że tego nie zrobię, bo za co mu płacę - mówi Matejuk. Dokument mówi zupełnie co innego. Zgłaszającym się do MSWiA był Andrzej Matejuk.
Prawnicy oburzeni
Według prawników wszystko wskazuje, że dane dziennikarza do prywatnego procesu zostały pozyskane z wykorzystaniem służbowego stanowiska. - To nie w porządku. Zwykły śmiertelnik w prywatnym procesie takich uprawnień nie ma, a wygląda na to, że komendant otrzymał prywatny adres dziennikarza drogą służbową - mówi mec. Dariusz Pluta z Kancelarii Karniol Małecki i Wspólnicy. W ostrzejszym tonie wypowiada się ekspert ds. korupcji Antoni Kamiński. - To, co zrobił komendant Matejuk, wygląda na ewidentne wykorzystywanie publicznej funkcji do prywatnych celów. To coś absolutnie skandalicznego. W taki oto sposób urzędnicy państwowi mogą zdobywać dowolne dane każdego obywatela! Ten pan już nigdy nie powinien pełnić funkcji publicznych - ocenia.