Pożar w kilkurodzinnej kamienicy wybuchł nocą. Prawdopodobnie wywołało go zwarcie w starej instalacji elektrycznej. Ogień pojawił się najpierw w pokoju Kingi. To ona obudziła domowników, wybiegli na zewnątrz. Strażacy pojawili się po chwili, pomagali wydostać się z budynku innym mieszkańcom. Kiedy Wojciech Jagiełło (31 l.) wyprowadzał ostatnią osobę, podbiegła do niego Kinga. Prosiła, by ratował jej Sisi (2 l.), suczkę rasy shih tzu. - Ruszyłem po psa. Znalazłem go pod łóżkiem. Wyglądał na martwego - wspomina pan Wojciech. - Wyniosłem suczkę. Wiedziałem, że zwierzęta też się reanimuje. Ale nie byłem pewien, ile dokładnie ma być tych wdechów i ucisków. Przestałem się nad tym zastanawiać. Chwyciłem nos i szczękę psa, wdmuchiwałem powietrze w pysk. Potem robiłem ucisk w okolicy serca. Po 10 minutach zaczął się poruszać. Odetchnąłem z ulgą - opisuje
- Nasza sunia żyje, to najważniejsze. Gorąco dziękujemy panu Wojciechowi. Sisi pewnie też, tylko z wiadomych względów nigdy tego nie powie. Teraz suczka wymaga rehabilitacji. Mamy nadzieję, że po tych traumatycznych przeżyciach wróci do zdrowia- mówi pani Teresa.
ZOBACZ: Dzikie koty w naszym domu. Jak sobie poradzić z agresją u kotów?