Na ratunek przyjechały dwa zastępy strażaków. Ważącą prawie pół tony balustradę przecięli oni na kawałki piłą i dopiero potem spuszczali za pomocą lin na ziemię. Całej akcji przyglądali się przerażeni mieszkańcy bloku, którzy wspólnie próbowali rozwikłać zagadkę spadającego balkonu.
- Usłyszałem potężny huk. Wybiegłem na balkon i zobaczyłem nad sobą zwisający kawał betonu. Myślałem, że budynek się wali. Razem z sąsiadami uważamy, że to wina spółdzielni. Tutaj od dawna nie było remontu, a balustrady są źle przymocowane! - oburza się Tomasz Derelkowski (65 l.).
Władze spółdzielni przekonują, że ze zwisającym balkonem nie mają nic wspólnego. - Balustrada zawaliła się w trakcie prac remontowych, które na własną rękę i bez naszej zgody przeprowadzała właścicielka mieszkania - tłumaczy Grażyna Rogosz. Na szczęście nikomu nic się nie stało, choć płyta mogła runąć w każdej chwili na ziemię. Właścicielkę mieszkania zatrzymała policja. Będzie się tłumaczyła ze swojego feralnego remontu.