"Super Express" spotkał Stefana Niesiołowskiego w Łagowie w województwie lubuskim.
W luźnym stroju i sportowych butach przypominał zwykłego turystę, a nie ważnego polityka. - To naprawdę on? - dziwiły się plażowiczki, które obserwowały mecz siatkówki z udziałem wicemarszałka. A pan profesor, mimo swojego wieku, ganiał po piaszczystym boisku jak młodzik. Rzucał się do piłki, bronił jej jak Platformy i z gracją lądował na... czterech literach.
Chwilę potem sforsował wysoki płotek i znalazł się na pomoście do łowienia ryb. - Wędkuję, spaceruję, pływam. Każda godzina poza parlamentem to dla mnie wielki odpoczynek - opowiada o swoim urlopie. Marszałek nie wyobraża sobie wczasów w innym miejscu. - Zostałem wybrany w tym regionie, więc jak mógłbym pojechać gdzieś pod palmy - dodaje.
Niestraszna mu nawet kiepska pogoda. - Mamy czerwone wino i whisky, więc nic nam niestraszne - śmieje się.